Pani premier wychodzi z cienia

Ewa Kopacz przekonuje wyborców, że realizuje obietnice – w odróżnieniu od Donalda Tuska

Aktualizacja: 31.03.2015 21:10 Publikacja: 31.03.2015 21:00

Ewa Kopacz wyliczała we wtorek zrealizowane zapowiedzi. Jeśli wierzyć statystykom Kancelarii Premier

Ewa Kopacz wyliczała we wtorek zrealizowane zapowiedzi. Jeśli wierzyć statystykom Kancelarii Premiera, spełnionych jest 20 z 37 obietnic zawartych w jej ubiegłorocznym exposé

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Premier ustanowiła we wtorek nową miarę w polskiej polityce. Postanowiła wyliczyć procent realizacji zadań, które zapowiedziała w swym exposé jesienią minionego roku. I wyszło jej, że wypełniła już ponad 50 proc. zapowiedzi, a konkretnie – jeśli wierzyć statystykom Kancelarii Premiera – 20 z 37 obietnic.

Oczywiście, skala ta ma przede wszystkim wymiar polityczny i przedwyborczy. Szumnie ogłoszone wypełnienie przez Kopacz połowy z jej rządowych planów miało głównie jeden cel: przekonanie wyborców, że pani premier realizuje obietnice – w odróżnieniu od Donalda Tuska.

Sukcesy i „sukcesy"

Kopacz nie lubi długo mówić. Wtorkowe wystąpienie trwało niespełna kwadrans, przypominało wyliczankę i nie porywało. Pani premier otoczyła się starannie dobraną publicznością – studentami, emerytami, mundurowymi – co miało być widomym dowodem na to, że to beneficjenci jej rządów. Jednak owi beneficjenci nie wyglądali na rozentuzjazmowanych.

Listę swych osiągnięć odczytywała z kartki, a dziennikarze nie mogli zadawać pytań – co, jak widać, staje się modą wśród polityków.

Waga polityczna tej propagandowej imprezy nie była duża, podobnie jak spotu, który przy tej okazji przygotował rząd. Ale półmetek rządów Kopacz jest rzeczywiście dobrą okazją do oceny osiągnięć jej samej i jej gabinetu.

Exposé Kopacz wygłoszone jesienią minionego roku było – oczywiście – także krótkie. Trwało zaledwie 45 minut, ale zostało naszpikowane obietnicami znacznie gęściej od dłuższych wystąpień jej poprzedników – padały mniej więcej co minutę. We wtorek Kopacz wyliczała te, które zrealizowała, głównie socjalne:

• 3,5 mld zł przeznaczonych na waloryzację rent i emerytur;

• dwukrotne zwiększenie wydatków na żłobki;

• zmiany w urlopach rodzicielskich;

• zmiana zasad wyliczania świadczeń rodzinnych, dzięki czemu „w kieszeniach polskich rodzin pozostanie 384 mln zł";

• przedłużenie do 2016 r. programu pomocy de minimis – czyli gwarancji kredytowych – dla drobnych firm;

• przygotowanie założeń nowej ordynacji podatkowej, która ma być oparta na „szacunku dla podatnika";

• wycofanie od nowego roku szkolnego niezdrowego jedzenia i przekąsek ze szkół;

• przyjęcie programu aktywizacji seniorów, w tym tworzenie placówek opieki, których docelowo ma powstać 1,2 tys. za 370 mln zł;

• zwiększenie wydatków na armię do 2 proc. PKB.

Pani premier słowem nie wspomniała o kilku innych „zrealizowanych" obietnicach, które na razie nie nadają się do uznania za sukces. Chodzi np. o zmiany w służbie zdrowia, w tym wprowadzenie pakietów przepisów, które miały zmniejszyć kolejki i poprawić sytuację chorych na raka. Na razie brak wyraźnej poprawy w służbie zdrowia, a część placówek medycznych wycofuje się z realizacji pakietu onkologicznego.

PiS-em straszyć trzeba

Kopacz za to dużo mówiła o pracy. – Dziś ponad 16 mln Polaków ma pracę. To największa liczba po 1989 r. Celem mojego rządu jest prowadzenie takiej polityki społecznej i gospodarczej, by miejsc pracy w Polsce było coraz więcej i aby ci, którzy pracę mają, nie musieli drżeć przed jej utratą – mówiła.

Jednocześnie zaatakowała opozycję. Przekonywała: – Wszelkie radykalne ruchy i populistyczne zagrania to niebezpieczeństwo destabilizacji sytuacji gospodarczej, to zagrożenie dla dobrej sytuacji polskich rodzin.

Kiedy 1 października minionego roku wygłaszała exposé, mówiła zupełnie inaczej: – Nad polskim życiem publicznym od lat ciąży osobista niechęć Jarosława Kaczyńskiego do Donalda Tuska. Tusk nie będzie już uczestniczył w krajowej polityce. To jest najwyższy czas, żeby przełamać tę osobistą zapiekłość.

We wtorek przekonywała, że jej ofertę Kaczyński odrzucił. Ale sprawa jest bardziej skomplikowana. Oczywiście, szef PiS nie ma politycznego interesu w popieraniu działań rządu Kopacz. Ale i pani premier po przegranych przez Platformę pod jej wodzą wyborach samorządowych zrozumiała, że nie może zrezygnować ze straszenia Kaczyńskim, bo to pogarsza wyniki PO.

Kurs liberalno-lewicowy

Kiedy Kopacz prosiła Sejm o wotum zaufania i wyciągała rękę do Kaczyńskiego, jej pozycja polityczna była marna. Całą partyjną karierę w Platformie – od szeregowej posłanki po wiceszefową partii i marszałkinię Sejmu – zrobiła dzięki szczególnym relacjom z Donaldem Tuskiem. Decyzję Tuska o powierzeniu Kopacz i rządu, i partii po jego wyborze na szefa Rady Europejskiej przyjęto w PO z mieszanymi uczuciami. Przeciw tej nominacji był prezydent. Tyle że Komorowski nie miał wiele do powiedzenia. Tusk zdecydował, sprawa była zamknięta.

Dlatego też w partii powszechne było przekonanie, że wyznaczenie Kopacz ma z punktu widzenia Tuska jeden zasadniczy cel – zachowanie kontroli nad rządem i partią. W momencie powoływania na premiera Kopacz nie była uważana za polityka samodzielnego.

Zaczęła źle. Mętnie wypowiadała się w sprawie konfliktu na Ukrainie, co świadczyło o jej niedoświadczeniu i braku wyczucia. Unikała zaangażowania w konflikt lekarzy rodzinnych z ministrem zdrowia pod koniec 2014 r., przez co prowokowała plotki, że bliżej jej do doktorów, swego zawodowego środowiska, niż do Bartosza Arłukowicza.

Potem, krytykując swych poprzedników, w tym Tuska, Kopacz buńczucznie zapowiedziała restrukturyzację górnictwa. – Są tylko dwie drogi. Pierwsza droga to ta, która dotychczas była stosowana, czyli systematyczne doprowadzanie dodatkowych pieniędzy z budżetu do górnictwa i trwanie. Albo też droga zdecydowanie trudniejsza. Wybrałam tę drugą – mówiła na początku roku przy okazji 100 dni swych rządów. Po kilkunastu dniach pospiesznie się z tego wycofała pod presją strajków. I znów, jak poprzednicy, dosypała do kopalń pieniędzy.

W dodatku ustępstwa wobec górników obudziły protesty w wielu innych grupach społecznych i zawodowych. Od tego momentu Kopacz przestała się kreować na polską Margaret Thatcher. Wybrała rolę matki Polki rozdającej pieniądze – czego wtorkowe wystąpienie jest dowodem. A wielkie plany zastąpiła – jak to sama ujęła – „rozwiązywaniem problemów, które przynosi codzienność". To jej wersja Tuskowej „ciepłej wody w kranie".

Jednocześnie – o czym we wtorek także wielokrotnie wspominała – wzięła wyraźny kurs na liberalno-lewicowe rozwiązania dotyczące kwestii światopoglądowych. Doprowadziła – czego Tusk nie zrobił – do przyjęcia kontrowersyjnej konwencji w sprawie zwalczania przemocy wobec kobiet, którą Kościół uważa za zagrożenie dla tradycyjnego modelu rodziny. Doprowadziła także do przyjęcia przez rząd ustawy dotyczącej in vitro, czego Tusk nie chciał zrobić przez niemal dwie kadencje swych rządów.

Ręka w rękę z PSL

Takiej linii politycznej towarzyszyło umocnienie się Kopacz wewnątrz PO. Od początku rządów stara się budować równowagę między dwiema najsilniejszymi frakcjami – stronnikami Grzegorza Schetyny („schetynowcy") oraz Cezarego Grabarczyka („spółdzielnia"). Wzięła obu liderów do rządu, podobnie jak ich najbliższych współpracowników – schetynowca Andrzeja Halickiego na ministra cyfryzacji oraz spółdzielcę Andrzeja Biernata na ministra sportu. Do tego Biernat został szefem partyjnych struktur, schetynowiec Marcin Kierwiński zaś szefem jej gabinetu.

Jednocześnie Kopacz – w odróżnieniu od Tuska – pielęgnuje relacje z PSL. To dzięki dobremu wynikowi ludowców w wyborach samorządowych koalicja zachowała władzę w 15 sejmikach regionalnych, mimo że w skali kraju PO przegrała wybory z PiS. Kopacz doskonale wie, że z ludowcami musi dobrze żyć dlatego, że po jesiennych wyborach parlamentarnych to od PSL może zależeć, jaka koalicja powstanie. I kto będzie premierem.

Równoważąc frakcje wewnątrz PO, Kopacz buduje zaplecze dzięki politykom, którzy nie odnajdują się w sporze Schetyny z Grabarczykiem. W Kancelarii Premiera zagościli byli europosłowie Michał Kamiński i Sławomir Nitras, a szefem partyjnego think-tanku został Bartłomiej Sienkiewicz, były szef MSW. W jej ścisłym otoczeniu nie ma już ani jednego człowieka Tuska.

Kraj
80. rocznica zakończenia II wojny światowej. Trump ustanawia nowe święto. Dlaczego Polacy nie lubią tego dnia?
Kraj
Relacje, które rozwijają biznes. Co daje networking na Infoshare 2025?
Kraj
Tysiąc lat i ani jednej idei. Uśmiechnięta Polska nadal poszukuje patriotyzmu
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Kraj
Jak będzie wyglądać rocznica koronacji Chrobrego? Czołgi na ulicach stolicy
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku