Adam Mazurowski, którego historię dziennikarze Polsatu opowiedzą w najbliższym odcinku programu „Państwo w państwie", rozwijał firmę przez 20 lat, włożył w nią mnóstwo pracy, kosztowało to rodzinę wiele wyrzeczeń. Budował z powodzeniem szkoły, domy, drogi, aż do 2010 r., gdy przyjął zlecenie na budowę hotelu. Gdy prace były na ukończeniu, zleceniodawczyni wyrzuciła go z placu budowy. – Zamknęła bramę, zatrudniła ochronę. Nie wpuściła nas do obiektu – wspomina pan Adam.
Kobieta odmówiła też zapłacenia 6 mln zł za wykonaną pracę. Mazurowski został z nieopłaconymi pracownikami, podwykonawcami i zamówionym towarem. Sprawa trafiła do sądu, ale firma zbankrutowała z innego powodu.
Urząd skarbowy zażądał podatku od owych 6 mln zł, których Mazurowski jeszcze nie dostał. Na początku urzędnicy wstrzymali egzekucję podatku do czasu rozstrzygnięcia procesu, jednak tuż przed końcem terminu przedawnienia wydali decyzję nakazującą zapłatę.
Właściciel firmy bezskutecznie się odwoływał, a w końcu musiał zamknąć działalność, zwolnić wszystkich pracowników, jego konto zaś zajął komornik. – Urzędnicy doprowadzili mnie do takiej sytuacji, że od trzech lat leczę się psychiatrycznie. Zamiast pomagać przedsiębiorcy, oni go niszczą – uważa Mazurowski.
Proces trwa wyjątkowo długo, co przyśpieszyło działania komornicze. – Pięć lat czekamy i nie ma końca. Tak można rozłożyć każdą spółkę. Sądy to sobie lekceważą. Wokandy były wyznaczane raz na rok, raz na osiem miesięcy – mówi przedsiębiorca.