Od wielu miesięcy liberalno-lewicowe media i środowiska polityczne wieszają przysłowiowe psy na Donaldzie Trumpie za całe zło tego świata. Od tygodni trwa atak za rzekomą zdradę Kurdów w Syrii i możliwą odbudowę państwa ISIS. Wielkim zaskoczeniem dla świata była zatem niedzielna informacja Trumpa o „zneutralizowaniu" przywódcy fundamentalistów muzułmańskich. A więc jednak Amerykanie są skuteczni. Pogonili fundamentalistów muzułmańskich w Afganistanie, Iraku i w Syrii.
Bez efektów
Oczywiście wojna z terroryzmem nie skończyła się jeszcze. Być może za jakiś czas, gdzieś na świecie pojawi się kolejna próba zbudowania kalifatu. Może jeszcze bliżej Europy. Czy i wtedy Europa znowu: nie uzna samozwańczego tworu, potępi na forum ONZ, obłoży takie terytorium sankcjami, uruchomi dostawy humanitarne, wesprze ościenne państwa programami pomocowymi dla uchodźców, część uchodźców rozlokuje na Starym Kontynencie i.... poczeka na zaangażowanie militarne Stanów Zjednoczonych. Tak jak było m.in. na Bałkanach.
Wszędzie tam, gdzie nie weszli Amerykanie, nie udało się rozwiązać otaczających Unię Europejską kryzysów, konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, problemów kaukaskich, Naddniestrza, Libii. Czy zatem Unia Europejska jest zdolna do rozwiązania kryzysu syryjskiego?
Od prawie trzech dekad Unia przygotowuje się do przejęcia odpowiedzialności za bezpieczeństwo Europy i jej bliskiego otoczenia. Unia tworzy koncepcje, doktryny, a nawet struktury.
Od zakończenia „zimnej wojny" powstały koncepcje europejskich misji ratowniczych i poszukiwawczych. Misji monitorujących. Powstały nawet grupy bojowe. Nigdy niewykorzystane. Od lat toczy się debata o europejskiej unijnej armii. Dlaczego zatem 500-milionowy blok gospodarczy nie może stworzyć efektywnej polityki, zdolnej rozwiązać konflikty międzynarodowe na europejskich granicach?