Biznesmen Marek F., skazany za zlecenie nagrywania polityków i biznesmenów w warszawskich restauracjach, znowu ma problemy z prawem. Warszawska prokuratura właśnie oskarżyła go o wręczanie łapówek w zamian za fikcyjne zwolnienia lekarskie. Chociaż kwoty były stosunkowo niewielkie, to przekazywane funkcjonariuszom publicznym, za co grozi do dziesięciu lat więzienia.
– Marek F. dwukrotnie przekazał łapówki lekarzom, którzy niezgodnie z prawem wystawili mu zaświadczenia usprawiedliwiające jego niestawiennictwo w charakterze podejrzanego przed Urzędem Kontroli Skarbowej oraz w prokuraturze – mówi „Rzeczpospolitej" Michał Dziekański, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Biznesmen nawet nie widział się z lekarzami, którzy wystawili mu zaświadczenia. Za jedno miał zapłacić 500 zł, za drugie – ok. 800 zł. Pośrednikiem, który załatwił mu zwolnienia i przekazał lekarzom łapówki, miał być detektyw z Lublina, Krzysztof Sz.
Sprawa lewych zwolnień wyszła na jaw dzięki działaniom Biura Spraw Wewnętrznych (BSW) Komendy Głównej Policji. Badało ono sprawę wycieku danych z systemów PESEL, REGON, CEPIK oraz KSiP, czyli Krajowego Systemu Informacji Policji (to kopalnia wiedzy o tym, wobec kogo i jakie toczą się śledztwa) do firm detektywistycznych. Szukając „kreta", który za łapówki wynosi informacje, BSW założyło podsłuchy na telefonach kilku funkcjonariuszy i detektywów. Tak wpadli policjanci wynoszący dane i detektyw Krzysztof Sz. Przy okazji wyszła na jaw jego znajomość z Markiem F.
– Analiza materiałów wykazała, że biznesmen najpierw w grudniu 2014 r. zwrócił się do Krzysztofa Sz. o pomoc w „zorganizowaniu" zaświadczenia lekarskiego usprawiedliwiającego jego nieobecność w UKS. Następnie sytuacja powtórzyła się w marcu 2015 r., kiedy Marek F. był wezwany do Prokuratury Okręgowej w Białymstoku – mówi prok. Dziekański.