Nowy biskup, zafascynowany sztuką Wschodu, autor wielu publikacji poświęconych ikonom, nie ukrywa, że ogromny wpływ na jego decyzję o wstąpieniu w mury seminarium duchownego miało przypadkowe spotkanie z obecnym metropolitą przemyskim abp. Józefem Michalikiem, do którego doszło pod koniec lat siedemdziesiątych. O okolicznościach tego spotkania po raz pierwszy w życiu opowiedział mi w ubiegłym roku, gdy pracowałem nad biografią abp Michalika, która jesienią nakładem krakowskiego wydawnictwa WAM ukaże się na rynku księgarskim. Poniższy tekst jest fragmentem tej książki:
"W lipcu 1977 roku grupa ministrantów z warszawskiej parafii św. Aleksandra na pl. Trzech Krzyży wybrała się na spływ kajakowy na Suwalszczyznę pod opieką wikariusza ks. Leona Firleja. W środę 13 lipca kajakarze wpłynęli na Nettę. Ostatnim kajakiem płynęli Konrad Gałecki i Mirosław Krzeszewski. Zostali trochę z tyłu. W pewnym momencie Gałecki stwierdził, że chce popływać, bo rzeka w tym miejscu jest płytka. Wyskoczył z kajaka, ale prąd wody ściągnął go na głębinę. Niepotrafiący pływać chłopak zaczął tonąć.
– Rzuciłem się na ratunek – Mirosław Krzeszewski odtwarza wydarzenia sprzed prawie czterdziestu lat. – Schodziłem pod wodę pięć, może sześć razy, aż w końcu sam straciłem przytomność. Gdyby nie to, że akurat nadpłynęli jacyś ludzie, wśród których był lekarz, pewnie bym utonął – mówi. Krzeszewski leżał nieprzytomny na brzegu około piętnastu minut. Życie zawdzięcza tylko błyskawicznie podjętej akcji reanimacyjnej. Gałeckiego niestety nie udało się uratować.
Uczestnikiem tego obozu był także Michał Janocha, wówczas uczeń III klasy liceum im. Stefana Batorego w Warszawie. Gałecki był jego najbliższym przyjacielem. – To był szok, przerażający dramat – opowiada. – Do dziś nie wiem, jak wyłowiliśmy z wody ciało Konrada, jak przewieziono je do Augustowa, kto powiadomił rodzinę. Pamiętam, że jakoś wróciliśmy do Augustowa do klasztoru sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, w którym mieszkaliśmy dwa dni wcześniej – dodaje.
W klasztorze młodzi ludzie zastali młodego księdza, który akurat rozpoczynał swój urlop. Był to Józef Michalik. Profesor seminarium duchownego w Łomży nie wahał się nawet przez moment. Zadbał o pozostawioną bez opiekuna grupę (księdza Firleja zabrała na przesłuchanie milicja). – W spontaniczny sposób, bardzo cichy i dyskretny, ale bardzo konkretny zaczął nam pomagać. I tak go poznałem – wspomina Janocha. – Z tą znajomością kojarzy mi się ileś tam razy przejechana jego samochodem trasa z Augustowa nad Nettę – do miejsca, w którym utonął Konrad. Tak nawiązała się nasza znajomość.