Rz: Rząd planuje utworzyć Państwową Inspekcję Bezpieczeństwa Żywności (PIBŻ) łączącą uprawnienia kilku inspekcji. Te mają zniknąć. Czy to dobry pomysł?
Paweł Wojciechowski: Taka reforma jest potrzebna. Projekt ustawy o PIBŻ wyłącza ją spod podwójnego podporządkowania. Obecnie inspekcje podlegają swoim szefom i wojewodzie. Pierwszy sprawuje nadzór merytoryczny, a drugi decyduje o podziale pieniędzy. Po zmianach pozycja Głównego Inspektora Bezpieczeństwa Żywności się wzmocni – będzie samodzielnie decydował o kwestiach finansowych i obsadzie personalnej oraz ponosił za te decyzje osobistą odpowiedzialność. Ponadto znikną spory kompetencyjne między inspekcjami – dotychczas niejednokrotnie trudno było ocenić, kto ma kontrolować daną dziedzinę. Po ujawnieniu przez media pewnych zaniedbań poszczególne inspekcje nie będą się już tłumaczyć brakiem swojej właściwości – po zmianie będzie jasne, kto odpowiada za ewentualne błędy. Przedsiębiorcy zaś będą mogli zgłaszać wszystkie działania i zapytania związane z produkcją żywności i obrotem nią do jednej instytucji, co ułatwi im prowadzenie działalności.
Czy jedna kontrola będzie równie skuteczna jak trzy?
Fakt, że będzie jedna inspekcja, nie oznacza, że znikną specjalizacje inspektorów. To, co kiedyś robiły różne osoby niezależnie od siebie i w różnym czasie, teraz będą robiły w sposób w pełni skoordynowany. Jedna inspekcja ma znać wyniki poprzednich kontroli. Jeśli wypadły pozytywnie, to przedsiębiorcę można będzie potraktować łagodniej, na zasadzie zaufania, proporcjonalnie do ryzyka. W USA kontrole oparte są na wzajemnym zaufaniu – służba nie przychodzi, by koniecznie wykryć nieprawidłowość, tylko by pomóc naprawić to, co jeszcze nie funkcjonuje, jak należy. Żadne przepisy tego nie zmienią, ale stworzenie jednolitej struktury daje Głównemu Inspektorowi większe możliwości ujednolicenia procedur. Jednej inspekcji łatwiej będzie też współpracować w Unii, ale także np. z Chinami czy Rosją.
Ale nie będzie to całkowita unifikacja, sanepid pozostanie oddzielnie. Dlaczego?