Kilka miesięcy temu premier sąsiedniej Litwy Ingrida Šimonytė wyraziła obawę, że w razie rosyjskiego ataku na jej kraj inni członkowie NATO, wymieniła Polskę, nie przyjdą od razu z pomocą. Że na pomoc trzeba będzie czekać kilka tygodni. Wcześniej podobne obawy wyrażała premier Estonii Kaja Kallas, mówiąc, że w ciągu paru tygodni Rosjanie mogą zniszczyć infrastrukturę, zabytki i wymordować elity. Pani pełniła wcześniej ważną funkcję w NATO. Co wynika z pani doświadczeń w centrali NATO – jak to jest z tym oczekiwaniem pomocy od sojuszników, ile to może trwać?
Dziś nie ma bezpośredniego zagrożenia militarnego dla żadnego z członków NATO. To jest bardzo jasne. Naszym wspólnym zadaniem jest zapewnienie, aby tak było i w przyszłości. Nie ma bezpośredniego zagrożenia militarnego, ale nie możemy nie brać pod uwagę, że Rosja nie zamierza się zmienić. Musimy zadbać o to, aby zdolności odstraszania NATO pozostały silne. My wszyscy od Polski po Finlandię, Norwegię i południe, w ramach NATO i na poziomie krajowym, mamy teraz większą świadomość sytuacyjną. Oznacza ona, że wiesz i widzisz, jakie jest zagrożenie dla ciebie. Rosja jest uznawana jako zagrożenie w koncepcji strategicznej NATO. Po rosyjskim ataku na Ukrainę sojusz całkowicie zmienił swoją strategię wojskową – przewiduje ochronę terytorium od pierwszej minuty ataku i każdego zaatakowanego centymetra kwadratowego.
Czy to jest odpowiedź na obawy litewskiej premier? Co będzie, jeżeli odstraszanie nie wystarczy?
Warto inwestować w świadomość sytuacyjną. Z nią jest związana zdolność i szybkość reakcji. Zmiana w strategii wojskowej polega na tym, by mieć siły na miejscu. Dlatego we wszystkich krajach regionu mamy grupy bojowe NATO. Dlatego Polska ma ponad 10 tysięcy żołnierzy amerykańskich. Dlatego w naszych krajach mamy też po prawie 2 tysiące żołnierzy sojuszniczych. Siły zbrojne w terenie oznaczają możliwości obronne. Do tego wiedza, co robią Rosjanie, dzięki wywiadowi i rozpoznaniu. W 2022 roku, przed rozpoczęciem wojny, wiedzieliśmy dokładnie, co Rosjanie przemieszczają, gdzie i jak. Jako NATO byliśmy w stanie przewidzieć zamiar ataku na Ukrainę. Były ostrzeżenia z tygodniowym wyprzedzeniem. Głównodowodzący siłami NATO ma teraz dodatkowe uprawnienia – nie musi się zgłaszać do wszystkich 32 sojuszników i prosić o pozwolenie na rozpoczęcie obrony. Decyduje o tym, gdy widzi, że zmieniają się wskaźniki wojskowe, gdy lampki alarmowe zmieniają kolor z zielonego na pomarańczowy i czerwony. Zatem moja odpowiedź dla premier Šimonytė i wszystkich innych, którzy z lękiem myślą o tym, co będzie, jeśli Rosjanie nas zaatakują, brzmi: obecnie Rosjanie nie mają możliwości, aby nas zaatakować. Musimy pomóc Ukrainie, by kontynuowała walkę i odniosła sukces na polu bitwy. Wszystkie możliwości militarne Rosji są tam. Musimy w dalszym ciągu wydawać ponad 2 proc. PKB na obronę, musimy wzmacniać obecność sojuszniczą w naszych krajach poprzez ćwiczenia. Wtedy w ogóle nie będziemy musieli się bronić. To istota odstraszania.
Ale jeśli odstraszanie nie zadziała?
Nie ma żadnego „jeśli”. Po to są te wielkie ćwiczenia i jeszcze raz ćwiczenia z udziałem 100 tysięcy żołnierzy. Wraz z naszymi narodowymi siłami zbrojnymi, wraz ze wszystkimi społeczeństwami i rządami uzyskujemy dodatkowe zdolności, wzmacniamy się. Dlatego tak wspaniale, że Finlandia i Szwecja przystąpiły do NATO. Militarnie to wiele znaczy, ponieważ zaopatrzenie i logistyka stały się o wiele łatwiejsze. W odpowiednim momencie dostrzeżemy zagrożenie np. wobec Litwy lub Polski, czyli przeciwko NATO. Nowa strategia wojskowa sojuszu wygląda teraz zupełnie inaczej, niż to opowiada ludziom amerykański generał, który przeszedł na emeryturę w 2018 roku. Powiedziałem mu, co myślę o tym, co powiedział. Bo jego informacje pochodzą sprzed zmiany strategii wojskowej NATO.
Ma pani na myśli generała Bena Hodgesa, byłego dowódcę armii amerykańskiej w Europie?
Nie powiem, czy to Hodges, czy nie Hodges. Nie komentuję konkretnych wypowiedzi. Sugerowałabym, żeby słuchać sekretarza generalnego NATO, a nie ludzi na emeryturze.
Nowym sekretarzem generalnym NATO będzie wieloletni szef rządu Holandii Mark Rutte. Za kandydata uchodził też były łotewski premier Krišjanis Karinš. Dlaczego szefem NATO musi być zawsze ktoś z Zachodu, a nie z naszego regionu?
Jestem pewna, że Rutte będzie dobrym sekretarzem generalnym NATO. Jak długo jeszcze będzie tak, jak pan mówi, nie wiem, ale kiedyś doczekamy się sekretarza generalnego sojuszu z Polski czy innego kraju regionu. Najważniejsze, by szef NATO był mocny i dobry.
Może ten stary Zachód uważa nas za rusofobów?
Nie sądzę. Gdy pracowałam w NATO, widziałam, jak profesjonalnych wojskowych mamy, jak dobrze współpracujemy ze wszystkimi innymi.