Popularnością cieszą się opinie, że Władimir Putin do wielkiej wojny przygotowywał się od wielu lat i że od upadku Związku Radzieckiego marzył o odbudowaniu dawnej potęgi, wielkiego imperium. Wielu ekspertów i polityków nad Dnieprem również uważa, że o wojnie z Rosją przesądziły już wydarzenia z 1991 roku i to, że Ukraina w ogóle ogłosiła niepodległość. Padają stwierdzenia, że konfliktu zbrojnego nie dałoby się uniknąć i że był już tylko kwestią czasu.
Wystarczy jednak sięgnąć pamięcią do wydarzeń sprzed dziesięciu lat, by zrozumieć, że prawda jest znacznie bardziej skomplikowana. Trwająca wówczas przez trzy doby „masakra na Majdanie” przesądziła o losie Ukrainy i zmieniła życie całego naszego regionu. Tak jak zamach w Sarajewie w 1914 roku, który przesądził o wybuchu I wojny światowej, czy dojście do władzy Hitlera w 1933 roku, co przyśpieszyło wybuch kolejnej tragedii.
Czytaj więcej
Zabójcy protestujących podczas rewolucji sprzed dziesięciu lat nie ponieśli odpowiedzialności. A sprawy umarzane są w ukraińskich sądach z powodu przedawnienia.
Nie wiadomo, jak potoczyłyby się trwające od miesięcy protesty zwolenników integracji z UE w ukraińskiej stolicy, gdyby 18 lutego 2014 roku służby Wiktora Janukowycza nie zaczęły mordować protestujących. W wyniku trzydniowych starć zabito ponad sto osób (w tym kilkudziesięciu protestujących, którzy zmarli w szpitalu z powodu odniesionych obrażeń). Zginęło też kilkudziesięciu funkcjonariuszy. Do dzisiaj w ukraińskich sądach trwają procesy, wielu sprawców (byłych funkcjonariuszy MSW) schroniło się w Rosji i zdążyło zmienić obywatelstwo. Ale nawet po tej masakrze była jeszcze szansa na zatrzymanie eskalacji konfliktu.
Ówcześni szefowie dyplomacji Polski (Radosław Sikorski), Niemiec (Frank-Walter Steinmeier) i Francji (Laurent Fabius) przekonali urzędującego wówczas prezydenta Wiktora Janukowycza do porozumienia z protestującymi. Zgodził się na przeprowadzenie śledztwa w sprawie zabójstw na Majdanie, ale też na powrót do konstytucji z 2004 roku (równoważącej kompetencje rządu, prezydenta i parlamentu) oraz na przedterminowe wybory prezydenckie, które miały się odbyć najpóźniej w grudniu 2014 roku. Wcześniej zdymisjonował premiera Mykołę Azarowa.