Po tym ostrzale, gdzieś na zapleczu frontu zebrała się „rada
dowódców Grupy Wagner”. Nie wiadomo kto wchodzi w jej skład, najemnicy nie
udostępniają nazwisk swoich dowódców. W sumie znany jest tylko Prigożyn i 2-3
inne osoby związane z Grupą. – Ci, którzy zlikwidowali dzisiaj naszych chłopców poniosą karę. (…)
Na trasie naszego marszu lepiej nie wychodzić na ulice – ogłosił po spotkaniu Prigożyn.
Z różnych miejsc okupowanej części Ukrainy nadchodziły
informacje, że „wagnerowcy gdzieś jadą”. Obiektem ich nienawiści jest minister
obrony Siergiej Szojgu, ale chyba nie ruszyli na Moskwę. – Szojgu jak tchórz uciekł
z Rostowa (nad Donem) – ogłosił w trakcie Prigożyn. Możliwe, że najemnicy
postanowili ruszyć do tego miasta, które jest kwaterą główną rosyjskich
dowództw. Przy tym Prigożyn wzywał "do spokoju" ale zapowiadał, że jego najemnicy zniszczą "posterunki, lotnictwo, helikoptery" które spróbują ich powstrzymać.
- Prezydencka władza, rząd, ministerstwo spraw wewnętrznych,
Gwardia Narodowa i inne struktury będą działać dalej w zwykłym trybie. My
załatwimy się z tymi, który niszczą ruskich żołnierzy – ogłaszał w kolejnym
nagraniu Prigożyn. Można z tego wnosić, że najemnicy podnieśli bunt tylko przeciw
dowództwu rosyjskiej armii i szefostwu ministerstwa obrony.
„Zaczęła się próba puczu wojskowego” – opisał sytuację były
oficer rosyjskiej policji politycznej FSB Igor Girkin (skonfliktowany z Prigożynem).
Długotrwały konflikt Prigożyna i Szojgu
Po walkach o Bachmut, w drugiej połowie maja najemnicy
wycofali się z frontu na tyły. Jednocześnie odebrano im prawo werbowania
więźniów w łagrach. Teraz zajmuje się tym ministerstwo obrony, tworząc z nich
specjalne oddziały Sztorm-Z.