Rosyjski MSZ wydał oświadczenie, w którym zarzuca Sekretariatowi Organizacji Narodów Zjednoczonych „zniekształcenie danych i faktów”. Twierdzi, że w ramach zawartego pomiędzy Rosją a ONZ porozumienia zbożowego, dzięki któremu udało się odblokować ukraińskie porty, ponad 40 proc. wywiezionych dotychczas przez Morze Czarne zbóż trafiło nie do biednych krajów, lecz do państw UE. Jednak nie o bezpieczeństwo żywnościowe na świecie martwi się rosyjska dyplomacja. Stawia własne warunki.

Przywrócić Rosji SWIFT i znieść część sankcji

Rosja domaga się, żeby rosyjski bank rolniczy „Rossielhozbank” został ponownie podłączony do systemu SWIFT. Domaga się zniesienia sankcji nałożonych na eksport do Rosji maszyn rolniczych, części zamiennych oraz serwisowania sprzedanego do Rosji sprzętu rolniczego przez producentów. Międzynarodowe korporacje ubezpieczeniowe znów miałyby ubezpieczać rosyjskie statki, które miałyby otrzymać dostęp do zamkniętych dla nich portów. Co więcej, Rosjanie domagają się od ONZ, by zaatakowana przez nich Ukraina wznowiła pracę rurociągu, którym od czasów ZSRR przesyła amoniak z zakładów produkujących nawozy w Togliatti w Rosji do ukraińskiej Odessy. Stamtąd rosyjski amoniak miałby trafiać na światowe rynki przez ukraińskie porty. W przeciwnym wypadku rosyjski MSZ zapowiada, że nie przedłuży umowy zbożowej, której termin upływa 18 maja. Zawarta w Stambule (za pośrednictwem Turcji) w lipcu ubiegłego roku umowa pomiędzy Rosją a ONZ została przedłużona w marcu. Oprócz tego Moskwa narzeka, że mimo zawartych porozumień wciąż ma trudności z eksportem swojego zboża i nawozów potasowych. Domaga się odblokowania swoich ładunków w portach Łotwy, Estonii, Belgii i Holandii.

Czytaj więcej

Przedłużenie umowy zbożowej. Sprzeczne komunikaty Kijowa i Moskwy

Rosja w maju wywoła kryzys zbożowy

- Większość stawianych przez Rosję warunków jest nie do przyjęcia – komentuje „Rzeczpospolitej” Wołodymyr Fesenko, czołowy kijowski politolog. Jak twierdzi, wznowienie pracy rurociągu z rosyjskim amoniakiem do Odessy w warunkach wojny byłoby niezwykle ryzykowne. Zwłaszcza, że w okolicach rurociągu już spadały rosyjskie bomby. - To byłaby katastrofa ekologiczna nie tylko dla Odessy, ale i dla całego regionu. To byłoby kolejne narzędzie do szantażu Ukrainy, porównywalne z elektrownią jądrową w Zaporożu – twierdzi. W Kijowie uważają, że przywrócenie dostępu do systemu SWIFT dla jednego z rosyjskich banków również byłoby posunięciem ryzykownym. - Wówczas Kreml domagałby od Zachodu zniesienia kolejnych sankcji w innych dziedzinach. To stwarzałoby proceder – mówi ukraiński ekspert. Jak twierdzi Rosjanie celowo spowalniają i sabotują kontrolę ukraińskich statków powodując tym samym poważne utrudnienia dla ukraińskich producentów zbóż.

- Wszystko będzie zależało od tego czym się skończą wybory prezydenckie w Turcji. Jeżeli pozostanie Erdogan, Rosja przedłuży umowę, ale będzie się targowała. Jeżeli Erdogan przegra, Rosjanie prawdopodobnie wstrzymają to porozumienie by mieć czym szantażować Ukrainę i Zachód – uważa Fesenko. A to spowodowałoby poważne problemy nie tylko dla ukraińskich producentów, biorąc pod uwagę chociażby kłopoty wywołane tranzytem ukraińskiego zboża w Polsce. Zablokowanie ukraińskiego eksportu drogą morską mogłoby też przyczynić się do wzrostu cen zbóż na świecie. - Myślę, że czeka nas polityczne i informacyjne starcie związane z porozumieniem zbożowym. Rosja spróbuje wywołać kryzys. Warto się spodziewać zaostrzenia konfliktu wokół tego tematu w maju. Szantaż jest ulubioną metodą Putina – dodaje kijowski politolog.