Plan Marshalla stał się zaczątkiem rozpadu ZSRR. Czy tak samo wpłyną na Kreml działania Zachodu w Ukrainie?

Na półtora miesiąca przed pierwszą konferencją w całości poświęconą odbudowie Ukrainy German Marshall Fund (GMF) przedstawił raport o odbudowie naszego wschodniego sąsiada.

Publikacja: 08.09.2022 03:00

Mieszkanie zniszczone w ataku rakietowym w Charkowie, obwód doniecki, 31 sierpnia 2022 r.

Mieszkanie zniszczone w ataku rakietowym w Charkowie, obwód doniecki, 31 sierpnia 2022 r.

Foto: afp

Nie ma lepszej instancji, która mogłaby zainicjować debatę nad kształtem odbudowy Ukrainy niż GMF, jedna z czołowych amerykańskich fundacji, która z woli kanclerza Willy Brandta została sfinansowana przez Republikę Federalną Niemiec jako dowód wdzięczności Ameryce za pomoc w postawieniu na nogi zrujnowanej Europy Zachodniej.

Okoliczności były jednak wówczas inne: wychodzące tryumfalnie z wojny Stany były gotowe przeznaczyć na odbudowę Europy aż 2 proc. swojego dochodu narodowego nie tylko dlatego, że amerykański budżet obfitował w wolne środki, ale na horyzoncie rysowało się zagrożenie ze strony Związku Radzieckiego, którego wpływy – jak to ujął generał de Gaulle – kończyły się o dwa etapy Tour de France od Renu.

Kto pierwszym szefem?

Dziś sytuacja jest inna. Co prawda kraj oczekujący pomocy jest jeden, a donatorów wielu. Jednak brak poczucia zagrożenia ze strony Rosji porównywalnego z tym, jaki stanowił Związek Radziecki, powoduje, że na razie wsparcie Zachodu dla Ukrainy jest proporcjonalnie wielokrotnie mniejsze.

Czytaj więcej

Kto odbuduje Ukrainę? Jest raport - decydować ma Zachód

Na półtora miesiąca przed pierwszą konferencją w całości poświęconą odbudowie Ukrainy GMF przedstawił raport o odbudowie naszego wschodniego sąsiada. Sednem dokumentu jest odpowiedź na pytanie, jak wciągnąć państwa zachodnie w długi i kosztowny proces rekonstrukcji. Autorzy raportu uważają, że całą operacją nie może kierować Komisja Europejska. Powód? Zbyt mały autorytet. Inicjatywa powinna być o wiele szersza, obejmująca wszystkie kraje G7: poza Ameryką także Niemcy, Francję, Włochy, Wielką Brytanię, Japonię i Kanadę. To to gremium desygnowałoby koordynatora, który nadzorowałby proces odbudowy. Zdaniem autorów raportu powinien to być przynajmniej na początek Amerykanin, bo to Stany Zjednoczone przejęły w tej chwili największy ciężar odbudowy.

Stopniowo jednak ten układ miałby się zmienić, aby z czasem lwią część kosztów poniosła Unia Europejska. Powód jest prosty: pomoc dla Ukrainy, która początkowo miałaby polegać na wsparciu humanitarnym (przez co mogłaby zostać zainicjowana jeszcze w trakcie działań wojennych), stopniowo przeszłaby w fazę odbudowy zniszczonej infrastruktury, modernizacji kraju, aż po przygotowanie go do spełniania warunków członkostwa w UE.

Czytaj więcej

Paweł Rożyński: Wdzięczność nie jest gwarancją biznesu

To pozornie scenariusz marzeń dla Polski: jeszcze Donald Tusk jako przewodniczący Rady Europejskiej forsował (wówczas bezskutecznie) uznanie przez Wspólnotę Ukrainy za kraj kandydacki, a później jego wzorem dał się zainspirować Andrzej Duda. Jednak brak przedstawicieli naszego kraju w gremium, które miałoby decydować o procesie rekonstrukcji, a więc pośrednio o firmach, które otrzymają intratne kontrakty, musi wywoływać zaniepokojenie w Warszawie.

Skąd wziąć 750 mld dol.

Utrzymaniu zaangażowania Zachodu w proces odbudowy jest też podporządkowana kalkulacja kosztów takiego procesu. Na początku lipca na konferencji w Lugano w Szwajcarii władze ukraińskie po raz pierwszy przedstawiły sumę, mającą odzwierciedlać potrzebne środki. To 750 mld dol. – kwota być może całkiem realna, biorąc pod uwagę, że Niemcy potrzebowały dwa razy więcej na odbudowę wielokrotnie mniejszych od Ukrainy landów wschodnich.

Eksperci GMF wolą jednak trzymać się znacznie skromniejszej kwoty przedstawionej przez Kijowski Instytut Ekonomiczny: 113 mld dol. W raporcie zaokrąglono ją nawet w dół do 100 mld dol. i uznano, że wyasygnowanie takich środków jest możliwe tylko w perspektywie paru lat. W dokumencie uznano jednak, że takiego wysiłku można się spodziewać po wspólnocie międzynarodowej.

Kierując się takim realizmem, autorzy raportu uważają, że środki dla Ukrainy powinny być zarządzane przez funkcjonujące już instytucje międzynarodowe, ale w taki sposób, aby na ich wydatkowanie nie uzyskała wpływu Rosja czy Chiny. Podobnie nie należy zakładać, że około 300 mld dol. rezerw rosyjskiego banku centralnego, które od miesięcy pozostają zamrożone w krajach zachodnich, mogą służyć do odbudowy Ukrainy. Pociągałoby to zbyt duże komplikacje prawne, niespełnione nadzieje. Równie niepewne byłoby też oczekiwanie, że Unia powtórzy eksperyment z czasów pandemii i zdecyduje się na uwspólnotowienie długu (emisję wspólnych obligacji), aby znaleźć środki dla naszego wschodniego sąsiada.

Znacznie bardziej realna jest natomiast modyfikacja budżetu UE. Raz wpisane kwoty nie podlegałyby już wahaniom politycznym. Jednocześnie – szczególnie w drugiej fazie rekonstrukcji – Bruksela mogłaby uzależnić ich wydatkowanie od spełniania bardzo konkretnych warunków na drodze do członkostwa.

Wydatki pod ścisłym nadzorem

Eksperci GMF uważają, że władze Ukrainy będą zmuszone do przyjęcia bardzo ścisłego nadzoru nad sposobem wydatkowania środków. Dla kraju wychodzącego z wojny, który musi płacić krwią za utrzymanie swojej suwerenności, nie jest to układ psychologicznie łatwy do zaakceptowania.

750 mld dol.

Władze Ukrainy oceniają, że tyle kosztować będzie odbudowa kraju

Autorzy raportu nie bez racji wskazują jednak, że jeśli okazałoby się, że dochodzi do masowej defraudacji środków pochodzących od zachodnich podatników, sympatia dla Ukrainy mogłaby szybko wyparować. Chodzi w końcu o państwo, gdzie przed rosyjską inwazją skala korupcji była wprost legendarna, zaś wpływy oligarchów na funkcjonowanie władz w Kijowie przemożne.

Problemem pozostaje też przekonanie zachodnich inwestorów do zaangażowania się w Ukrainie. To w ostatecznym rachunku zdecyduje, czy przekształcenie kraju w nowoczesne państwo zakończy się sukcesem.

Nie ma lepszej instancji, która mogłaby zainicjować debatę nad kształtem odbudowy Ukrainy niż GMF, jedna z czołowych amerykańskich fundacji, która z woli kanclerza Willy Brandta została sfinansowana przez Republikę Federalną Niemiec jako dowód wdzięczności Ameryce za pomoc w postawieniu na nogi zrujnowanej Europy Zachodniej.

Okoliczności były jednak wówczas inne: wychodzące tryumfalnie z wojny Stany były gotowe przeznaczyć na odbudowę Europy aż 2 proc. swojego dochodu narodowego nie tylko dlatego, że amerykański budżet obfitował w wolne środki, ale na horyzoncie rysowało się zagrożenie ze strony Związku Radzieckiego, którego wpływy – jak to ujął generał de Gaulle – kończyły się o dwa etapy Tour de France od Renu.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konflikty zbrojne
Joe Biden nieustępliwy w sprawie ataku na Rafah. „Nasze stanowisko jest jasne”
Konflikty zbrojne
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 795
Konflikty zbrojne
8 mln posiłków dotrze do Strefy Gazy. World Central Kitchen wznawia działalność
Konflikty zbrojne
Będą pięć razy szybsze od dźwięku. Wielka Brytania zbuduje rakiety hipersoniczne
Konflikty zbrojne
Ukraińcy przywracają zdolność bojową armii. "Główny nacisk stawiamy na jakość"