Mychajło Podolak: Duda wykonał gest miłości wobec Ukrainy i pogardy wobec Rosji

Polska jest dla mnie absolutnym liderem, jeżeli chodzi o wsparcie dla Ukrainy – mówi „Rz” Mychajło Podoliak, czołowy doradca prezydenta Zełenskiego.

Publikacja: 24.08.2022 22:30

Mychajło Podolak: Duda wykonał gest miłości wobec Ukrainy i pogardy wobec Rosji

Czytaj więcej

Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 183

Minęło pół roku od początku rosyjskiej agresji. Ukraina wciąż walczy i obchodzi 31. rocznicę niepodległości. Jakie jest znaczenie i rola Polski w tej walce?

Polska bez wątpienia jest jednym z kluczowych członków nieformalnej antyputinowskiej koalicji. W Warszawie od samego początku, niemalże od razu, oszacowano wszystkie ryzyka i prawdziwe motywacje rosyjskiego najazdu. To przełożyło się na cały szereg bardzo konkretnych i ważnych działań.

Jakich?

Polska aktywnie włączyła się w kampanię informacyjną i zmusiła świat zachodni do wyjścia ze stanu szoku. Zorganizowała ogromną pomoc dla uchodźców, przede wszystkim kobiet, dzieci i starców. Polacy potraktowali ich jak swoich krewnych. To bardzo mocno nas wzruszyło. Co więcej, Polska błyskawicznie zorganizowała węzły transportowo-logistyczne, w tym również w celach wojskowych. Poza tym Warszawa stawiła czoło propagandzie rosyjskiej i uderzyła kontrpropagandą w Rosję. To wszystko dla nas jest bardzo ważne. Polska i Ukraina stały się bliskimi krajami, to już wpisało się do historii.

Czytaj więcej

Podolak: Dziennie ginie od 100 do 200 ukraińskich żołnierzy

Był pan zaskoczony taką postawą Polski?

Osobiście nie byłem zaskoczony. Bo Polacy o wiele lepiej niż pozostali rozumieją, z czym mamy do czynienia, jakiemu barbarzyńcy stawiamy opór. Polska dla mnie jest absolutnym liderem, jeżeli chodzi o wsparcie dla Ukrainy. Otworzyła granicę dla milionów naszych rodaków, okazała humanitarną, medyczną i finansową pomoc. Nasze dzieci przyjęto do polskich szkół. To wszystko sprawiło, że Ukraińcy nie czuli się uchodźcami, mogli uciec przed depresją. A to było skrajnie ważne dla tych, którzy zostali bronić naszego kraju. Zrozumieliśmy, że Polacy są naszym mocnym zapleczem.

Prezydent Andrzej Duda jako jedyny udał się we wtorek do Kijowa, by osobiście uczestniczyć w II Forum Platformy Krymskiej. A przecież od tygodni są doniesienia o możliwych uderzeniach rakietowych w budynki rządowe stolicy.

Andrzej Duda jest liderem naszych czasów. Zdaje sobie sprawę z całego ryzyka, a mimo to osobiście jedzie do Kijowa. Bo to nadzwyczajnie ważne i symboliczne. Prawdziwych liderów w naszym świecie jest bardzo mało. Przecież nie chodzi o ładne słowa i promowanie się. Liderem jest jedynie człowiek czynów. Te czyny mają znaczenie zwłaszcza w czasach kryzysu. Udał się do Kijowa, nie zważając na istniejące zagrożenie zmasowanego ataku rakietowego obiektów cywilnych. To już nie tylko solidarność, to szczery gest miłości do Ukrainy. Ale też demonstracja pogardy dla współczesnej Rosji. Takie gesty są bardzo ważne dla nas, bo utwierdzają nas w przekonaniu, że nie jesteśmy osamotnieni. I że obok nas stoją inni mocni ludzie. To znakomity uczynek, odpowiedni do naszych czasów.

Kijów jest gotów do takiego zmasowanego ataku rakietowego Rosji m.in. na dzielnicę rządową i punkty dowodzenia?

Jesteśmy gotowi do wszystkiego. Wojna trwa już od pół roku i Rosja ciągle lekceważy wartości ludzkie, łamie zasady prowadzenia wojen. Celowo ostrzeliwuje nasze miasta, uderza w obiekty cywilne. Terrorystyczny sposób prowadzenia wojny jest ich taktyką i strategią. Chcą, by ludność cywilna cierpiała. To dlatego codziennie dziesiątki razy na terenie całego kraju wyją syreny. W najbliższych dniach ostrzałów może być więcej, ale nasi obywatele, ratownicy i odpowiednie służby są do tego przygotowani. Rosja dzisiaj znalazła się w ślepym zaułku, wykorzystała swój potencjał do dalszej ofensywy, wykorzystała wszystkie rodzaje broni poza bronią masowego rażenia. Niszczyła nasze miasta i dokonywała masowych mordów. Rosjanie próbują zrobić wszystko, by wywołać w Ukrainie masową panikę i sprowokować presję społeczeństwa ukraińskiego na rząd, by zmusić nas do niewygodnych negocjacji. Dlatego dopuszczają się zamachów terrorystycznych, uderzają w centra handlowe, znęcają się nad jeńcami, m.in. w Ołeniwce (zamordowano tam około 50 ukraińskich jeńców – red.). A dzisiaj grożą uderzeniami rakietowymi w centra dowodzenia i budynki rządowe. Wszystko na nic. To tylko wzmacnia nienawiść do Rosji i motywuje Ukraińców do obrony. Wyzwolimy naszą ziemię. Całe nasze terytorium. I musi do tego dojść jak najszybciej. Razem z sojusznikami, wśród których czołowe miejsce zajmuje Polska.

Łącznie z Krymem? Prezydent Zełenski obiecał na II Forum Krymskim rodakom na okupowanym półwyspie, że Ukraina tam niedługo powróci. To realistyczna obietnica?

Na początku prezydent powołał Platformę Krymską, by przywrócić temat okupowanego Krymu do międzynarodowej agendy, by nie dopuścić do ignorowania tego tematu. Ale też przypomnieć światu o problemach, z którymi borykają się proukraińscy mieszkańcy półwyspu oraz przedstawiciele autochtonów. Chodzi o masowe represje, areszty i porwania. Wówczas dopuszczaliśmy powrót Krymu wyłącznie drogą polityczno-dyplomatyczną. Ukraina nie prowokowała konfliktu i unikała retoryki militarnej. Ale Rosja to kraj o niewielkich zdolnościach intelektualnych, atakuje inne państwa i wyrządza szkody. Zmieniliśmy nasze podejście do tego tematu po tym terrorze, ludobójstwie i niszczeniu naszych miast. Dzisiaj już Ukraina zamierza powrócić na wszystkie okupowane terytoria, łącznie z Krymem. I chce doprowadzić do tego, wykorzystując wszystkie metody, łącznie z wojskowymi. To fundamentalna zmiana naszej strategii w stosunku do okupowanego Krymu.

Czy to prawda, że płynąca z Zachodu pomoc wojskowa maleje?

Prawie wszystkie państwa Europy w sposób istotny przekazują nam sprzęt wojskowy, by zapewnić parytet sił na różnych kierunkach działań bojowych. Pamiętajmy, że linia frontu, przy której trwają intensywne walki, ciągnie się ponad 1300 kilometrów. Zależy nam na zwiększeniu dostaw pewnego rodzaju broni, a przede wszystkim MLRS, ale też skróceniu terminów dostaw. Mimo to rozumiemy, że nasi partnerzy mają kłopoty logistyczne, produkcyjne i biurokratyczne. Rosja też mocno się uaktywniła i zaangażowała swoich lobbystów w Europie, by zakłócić dostawy broni i zmniejszyć nam pomoc finansową. Dzisiaj to kluczowy cel Rosji.

Chcą wydłużyć terminy dostaw, zaburzyć dotychczasowe porozumienia, zmniejszyć tempo dostaw. Rosja wykorzystuje strach części elit politycznych, spekuluje gospodarczymi i energetycznymi problemami, domaga się zmiany oceny tej wojny. Liczą na to, że sabotaż dostaw zachodniej broni uniemożliwi ukraińską kontrofensywę teraz, a zima znacznie uderzy w mieszkańców państw europejskich. W konsekwencji, jak rachuje Moskwa, część europejskich elit politycznych zacznie bardziej radykalnie nalegać na „negocjacje za każdą cenę” i zamrożeniu terytorialnych pretensji Rosji.

Rozumiem, że Ukrainie taki scenariusz nie odpowiada?

Oczywiście, że nie. Możemy zamknąć oczy i wyobrazić sobie, że problemu nie ma, ale ten problem nie zniknie. Jedyny możliwy scenariusz zakończenia tej wojny – wojskowa porażka Rosji. Każde inne rozwiązanie będzie miało niszczące skutki dla globalnego systemu bezpieczeństwa. To doprowadzi do zwiększenia imperialnych zapędów Rosji, do chaosu socjalnego i gospodarczego w Europie. Zwiększy się też rola skrajnie prawicowych i skrajnie lewicowych destrukcyjnych ugrupowań. Popchnie też innych totalitarnych i autorytarnych przywódców do większej presji na swoich sąsiadów.

Jak Zachód miałby odmienić bieg tej wojny? Czego Ukrainie brakuje do zwycięstwa?

Świat zachodni ma wszystkie asy w kieszeni. Tu chodzi tylko o chęć przyjmowania na siebie odpowiedzialności i przywództwa. Trzeba umieć czytać matematykę wojny. Codziennie Rosja wystrzeliwuje w naszym kierunku na całej linii frontu 40–50 tysięcy pocisków różnego kalibru. Nie licząc ostrzałów miast rakietami manewrującymi. Ukraina na razie może odpowiadać na znacznie mniejszą skalę – 4–6 tys. pocisków dziennie. Sprawa jest oczywista. Trzeba mniej rozmawiać o politycznym i dyplomatycznym uregulowaniu, nie próbować uspokajać potwora. Prościej będzie przekazać nam pociski większego kalibru, 152 czy 155. W dowolnych ilościach. Potrzebujemy 50–80 sztuk systemów MLRS dowolnych modyfikacji, czołgów, dronów bojowych, transporterów opancerzonych. Trzeba przestać teoretyzować i szukać uzasadnienia. Ukraina jest gotowa zębami wygryźć barbarzyńcom nasze prawo do wolności, demokracji i bycia częścią Europy. Co ciekawie, koszt 50 systemów MLRS typu HIMARS jest mniejszy niż koszt jednego jachtu jednego skorumpowanego rosyjskiego oligarchy. Ale te systemy mogą błyskawicznie zmienić sytuację na froncie i wykrwawić przeciwnika.

Myśli pan, że tego nie rozumieją przywódcy innych demokratycznych krajów?

Nie mam wątpliwości, że Polska i inne państwa Europy Wschodniej dobrze zdają sprawę z zagrożenia ze strony Rosji i widzą widmo znienawidzonego sowieckiego imperium. Natomiast polityczne elity szeregu zachodnich państw wciąż mają stosunek do wojny jak do jakiegoś „konfliktu terytorialnego”. Zgadzają się co do tego, że nie można pozwolić upaść Ukrainie. Ale, niestety, jeszcze ostatecznie nie ustalili, czy pomogą Ukrainie zwyciężyć. To nie wojna Rosji przeciwko Ukrainie. To wojna Rosji przeciwko całemu cywilizowanemu światu, przeciwko zasadom życia w humanitarnym zjednoczonym społeczeństwie. Rosja chce rzucić wszystkich na kolana i przekształcić w milczących niewolników.

A czy to nie jest tak, że Zachód obawia się całkowitego upadku Rosji i nie jest w stanie obliczyć związanych z tym ryzyk? Przecież kraj ma ogromny arsenał broni atomowej.

To prawda. Niektóre zachodnie centra analityczne negatywnie podchodzą do scenariusza upadku Rosji. Nieprzewidywalność dotyczy nie tylko arsenału broni, ale też przyszłości skrajnie prawicowych szowinistycznych ugrupowań, które dzisiaj dominują w Rosji, również w otoczeniu Putina. I takie ryzyka są. Ale porażka Rosji w wojnie przeciwko Ukrainie to nie kwestia rozłamu Rosji, to kwestia wewnętrznej transformacji systemu tego kraju. Pewnie jakieś grupy etniczne zaczną się oddzielać od Rosji, ale to naturalny proces, który nie został zrealizowany w latach 90., gdy te republiki chciały mieć suwerenność. Ale trzon Rosji pozostanie. Trzeba odrzucić historyczne lęki. Nie warto wiązać przyszłości Rosji z zakończeniem wojny. Wojna powinna się zakończyć porażką Rosji. Inaczej dojdzie do eskalacji sytuacji na całym europejskim kontynencie. Rosja później będzie chciała zrewanżować się za to upokorzenie, którego doświadczyła w ciągu tych sześciu miesięcy wojny. I nie warto się bać tego, że broń atomowa trafi w niewłaściwe ręce. Społeczność międzynarodowa znajdzie narzędzia, by opanować tę sytuację.

Minęło pół roku od początku rosyjskiej agresji. Ukraina wciąż walczy i obchodzi 31. rocznicę niepodległości. Jakie jest znaczenie i rola Polski w tej walce?

Polska bez wątpienia jest jednym z kluczowych członków nieformalnej antyputinowskiej koalicji. W Warszawie od samego początku, niemalże od razu, oszacowano wszystkie ryzyka i prawdziwe motywacje rosyjskiego najazdu. To przełożyło się na cały szereg bardzo konkretnych i ważnych działań.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konflikty zbrojne
Ukraina zniszczyła na lotnisku pod Moskwą rosyjski śmigłowiec
Konflikty zbrojne
Rosyjscy recydywiści wracają z wojny i zabijają
Konflikty zbrojne
ONZ: Odgruzowanie Strefy Gazy może zająć kilkanaście lat
Strefa Gazy
Nie żyje dziecko, która urodziło się po śmierci matki w izraelskim nalocie
Konflikty zbrojne
Ukraina otrzymała zgodę na atak. Wcześniej USA nie dawały zielonego światła