Prezydent Andrzej Duda wybrał szczególnie symboliczny, a zarazem bardzo ryzykowny moment na wizytę w Kijowie. Dotarł tam pociągiem w Dzień Flagi, w przeddzień Dnia Niepodległości Ukrainy. Wołodymyr Zełenski pokazał polskiemu przywódcy aleję „WalkOfTheBrave”, tuż obok budynku Rady Najwyższej w Kijowie, poświęconą zagranicznym politykom popierającym Ukrainę w czasie rosyjskiej agresji. Nazwisko polskiego prezydenta znalazło się tam pierwsze.
Od kilku dni zachodnie media, powołując się na dane amerykańskiego wywiadu, ostrzegały, że w 31. rocznicę ukraińskiej niepodległości Rosja może przeprowadzić uderzenie rakietowe w obiekty infrastruktury i budynki rządowe w Kijowie. Po spotkaniu z prezydentem Zełenskim Andrzej Duda przypominał, że 83 lata temu (23 sierpnia 1939 roku) podpisano pakt Ribbentrop-Mołotow, w wyniku którego Polska i państwa bałtyckie straciły swoją niezależność. – Dlatego dzisiaj jestem tu, obok prezydenta, który walczy z rosyjską agresją – mówił Duda, i stwierdził, że Ukraina dzisiaj broni nie tylko swojej wolności, ale i „wolności Europy”. Zapytany przez dziennikarzy o niebezpieczeństwo związane z ewentualnymi rakietowymi uderzeniami Rosji odparł jedynie: „Ale przecież państwo się nie boicie!”.
Jesteśmy sojusznikami
Razem z prezydentem Zełenskim Andrzej Duda uczestniczył w II Forum Krymskim, które w tym roku z powodów bezpieczeństwa odbywało się w trybie online. Duda był jedynym przywódcą, który udał się tego dnia do Kijowa osobiście. Olaf Scholz, Justin Trudeau, Emmanuel Macron, Boris Johnson, Recep Erdogan i ponad 30 innych zagranicznych przywódców deklarowało poparcie dla integralności terytorialnej Ukrainy zdalnie.
Czytaj więcej
Ankara wspiera integralność terytorialną Ukrainy i odrzuca bezprawną aneksję Krymu - powiedział we wtorek turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan.
– W Kijowie bardzo doceniają to, że polski prezydent nie bał się przyjechać. Dzisiaj nasze relacje z Polską znajdują się na najwyższym szczycie w historii niepodległej Ukrainy. Jesteśmy już sojusznikami. Ważne są też gesty zwykłych ludzi niezwiązanych z polskimi władzami. Mnie osobiście wzruszyła tenisistka Iga Świątek, która do swojej czapeczki przyczepiła wstążkę w ukraińskich barwach – mówi „Rzeczpospolitej” Wołodymyr Fesenko, czołowy ukraiński politolog.
W Kijowie Duda dziękował za przyjętą kilka dni temu ustawę o specjalnym statusie Polaków nad Dnieprem. Chodzi m.in. o to, że obywatele naszego kraju nie będą już potrzebowali pozwolenia na pracę czy prowadzenia działalności gospodarczej w Ukrainie.
Czytaj więcej
Od półtora miesiąca front prawie zamarł. – Sierpień i wrzesień będą bardzo ważnymi miesiącami – zapowiada nadal Andrij Jusow ze służby prasowej ukraińskiego wywiadu wojskowego, sugerując że natarcie w końcu się rozpocznie.
Co więcej, Warszawa i Kijów pracują nad nowym traktatem dwustronnym, który ma „jeszcze bardziej wzmocnić wzajemne stosunki”. Szczegóły na razie nie są znane. W momencie zamknięcia tego wydania „Rz” nie było też wiadomo, czy polski prezydent pozostanie w Kijowie do środy. – Wyobraźmy sobie, że wojna zakończy się pomyślnie dla Ukrainy i nasz kraj za jakiś czas zostanie członkiem Unii Europejskiej. Polscy politycy świetnie rozumieją, że ewentualny alians Polski i Ukrainy stworzy zupełnie nową sytuację wewnątrz UE. Zupełnie inną rolę będzie odgrywała Europa Wschodnia. A tego obawiają się nawet niektórzy zachodni politycy – twierdzi Fesenko. – Wspólna walka z rosyjską agresją nie jest więc jedyną przyczyną polskiego wsparcia. Chodzi też o przyszłość Unii Europejskiej – dodaje.
Pomoc liczona w miliardach
W Kijowie szacują, że pod względem dostaw broni Polska znalazła się już na drugim miejscu po Stanach Zjednoczonych i wyprzedziła nawet Wielką Brytanię. – Jesteśmy w światowej czołówce krajów wspierających Ukrainę. Polska od pierwszego dnia wojny pomagała, zarówno jeżeli chodzi o pomoc cywilną, jak i militarną. Dzisiaj wiele państw pomaga Ukrainie uzbrojeniem i sprzętem wojskowym, ale tuż przed wybuchem i w pierwszych dniach wojny były to pojedyncze kraje. A Polska była wśród tych zdeterminowanych sojuszników i przyjaciół Ukrainy – mówi „Rzeczpospolitej” przebywający we wtorek w Kijowie Michał Dworczyk, szef KPRM. – Ostatnio widziałem analizę, która wskazywała, że blisko 10 mld złotych wyniosła pomoc polskiego społeczeństwa dla naszych sąsiadów przekazana w Polsce, jak i za wschodnią granicą. Do tego dochodzi warta blisko 8 mld zł pomoc zorganizowana przez państwo, udzielana w kraju milionom uchodźców, którzy dotarli do Polski, uciekając przed rosyjską agresją.
Kolejne ponad 8 mld zł to polska pomoc wojskowa dla Ukrainy oraz blisko 1 mld zł wydane prze państwo na wsparcie humanitarne (tymczasowe miasteczka kontenerowe, materiały higieny osobistej, łóżka, koce – red.), która dociera do uchodźców wewnętrznych w Ukrainie. A jest ich nad Dnieprem ponad 6 mln – dodaje. Dlaczego Polska, która nie należy do najbogatszych państw w Europie, na taką skalę wspiera Ukrainę? – Warto przypomnieć słowa prezydenta Lecha Kaczyńskiego, wypowiedziane w 2008 roku w Tbilisi. Prezydent jasno powiedział, że jeżeli świat zdecydowanie nie zareaguje, kolejną ofiarą rosyjskiej agresji będzie Ukraina, a potem być może państwa bałtyckie i Polska. Ostatnie lata w pełni potwierdziły tę diagnozę – tłumaczy Dworczyk.