- Nikt nie pamięta tu (na Zachodzie - red.) o wolności słowa i pluralizmie, wbrew amerykańskiej konstytucji. Dobrym przykładem jest blokowanie emisji rosyjskich mediów państwowych na YouTube - mówił też Antonow.
Ambasador Rosji w USA skarżył się, że amerykańskie media nie podają informacji o rzekomym ostrzale rakietowym Doniecka, który 14 marca miała przeprowadzić ukraińska armia (strona ukraińska zaprzecza tym doniesieniom). Rosyjskie media podają, że w ostrzale zginęło 20 osób, a 30 zostało rannych. - Wygląda na to, że nikogo to nie obchodzi - stwierdził ambasador.
- W tym samym czasie podniósł się krzyk, w sprawie działań Federacji Rosyjskiej, mających na celu wyeliminowanie cudzoziemskich najemników, którzy przybyli na Ukrainę, by zabijać Rosjan - dodał Antonow, nawiązując prawdopodobnie do ataku Rosji na poligon w Jaworowie, w pobliżu granicy z Polską.
Antonow twierdził też, że Rosja na Ukrainie atakuje tylko infrastrukturę wojskową, z użyciem "broni precyzyjnej", a jedynym zagrożeniem dla cywilów są działania "ukraińskich nacjonalistów", którzy "umieszczają czołgi i artylerię blisko przedszkoli i szkół" i "kryją się między kobietami i dziećmi", by doprowadzać do tego, by straty wśród cywilów były jak najwyższe.
Te ostatnie oskarżenia są często formułowane przez przedstawicieli rosyjskich władz, którzy jednak nie przedstawiają żadnych dowodów na potwierdzenie tych oskarżeń. Rosjanie po pierwszych dniach wojny atakują z powietrza cele cywilne, prowadzą też ostrzał artyleryjski miast - m.in. Charkowa i oblężonego Mariupola. To ostatnie miasto zostało pozbawione w wyniku rosyjskich działań dostępu do elektryczności, bieżącej wody i ogrzewania.