Ujawnienie przez „Rzeczpospolitą” listu, który Marek Falenta skierował do Andrzeja Dudy pokazuje, że dzisiejszy problem PiS jest konsekwencją jego własnej niekonsekwencji w rozliczaniu afery taśmowej. Biznesmen pisze do prezydenta, że jeśli nie zostanie ułaskawiony, ujawni, kto zlecił mu nagrywanie, i sugeruje, że mogli to być politycy PiS. Przedstawia siebie jako osobę lojalną wobec tej formacji, jak również wobec CBA. Pisze, że on wywiązał się ze wszystkich obietnic, a teraz ma zgnić w więzieniu. „Nie zamierzam umierać w samotności. Ujawnię zleceniodawcę i wszystkie szczegóły" – grozi w liście do głowy państwa przedsiębiorca skazany na 2,5 roku więzienia za zorganizowanie w warszawskich restauracjach nielegalnych podsłuchów.
Afera taśmowa była gwoździem do trumny rządu PO ?i PSL. Siły rażenia tej sprawy początkowo nie docenił Donald Tusk. I to się na nim zemściło. Ujawnianie kolejnych nagrań pogarszało reputację jego gabinetu. ?A zebrało żniwo kilkanaście miesięcy później – gdy PO przegrała wybory z PiS.
Ale PiS również zabrakło umiejętności przewidywania politycznych skutków tej afery. A państwo pod rządami tej partii wcale nie wzięło się do rozliczenia sprawy nagrań z całą stanowczością. Owszem, do sądu trafił akt oskarżenia, ostatecznie wydano wyrok, ale potem dziwnym zbiegiem okoliczności Marek Falenta uciekł ?z Polski i dopiero w piątek został przewieziony z Hiszpanii do kraju.
Na liczne pytania, jakie pojawiły się przy okazji tej sprawy, nie dano odpowiedzi. Według wielu doniesień medialnych Falenta był powiązany ze służbami, które informował o działalności biznesmenów, z którymi miał kontakty. Sam twierdził, że informował oficerów, z którymi współpracował, o tym, że prowadzi nielegalne studio nagrań. Zresztą gdy w 2014 roku przyjechały do niego służby, by go zatrzymać, miał zadzwonić do znajomego oficera ABW, prosząc o protekcję. Żaden z tych wątków nie został dogłębnie wyjaśniony ani przez służby specjalne, ani przez prokuraturę, ani przez sąd.
I właśnie ten brak konsekwencji obraca się dziś przeciwko PiS. A list Falenty do Andrzeja Dudy staje się paliwem dla opozycji. Skoro sprawa nie została dogłębnie wyjaśniona, opozycja może brać słowa biznesmena za prawdę objawioną i używać ich do grillowania partii rządzącej. Tyle tylko, że to list napisany bądź co bądź przez osobę skazaną prawomocnym wyrokiem. I opierać atak na rządzących na takich słowach to dość ryzykowna taktyka. Ale takie jest wilcze prawo opozycji.