Zaczęło się od myśli prezydenta w chwili, gdy z Osaki udawał się do Seulu: „Hej, jestem tutaj, zobaczmy, czy mogę się przywitać”. Tak to przedstawił później reporterom. Kim się zgodził. Spotkanie w Panmundżom, w strefie zdemilitaryzowanej trwało trzy kwadranse. Uzgodniono, że w najbliższych dwóch-trzech tygodniach grupy ekspertów rozpoczną negocjacje. Ale grupy takie od dawna działają. Zdaniem Trumpa nie należy się śpieszyć i sprawy podążają w dobrym kierunku.
Nie ulega wątpliwości, że Trump stawia na pogłębianie osobistych relacji z koreańskim dyktatorem. Nie sposób stwierdzić, czy strategia ta przyniesie w przyszłości rezultaty. Na razie ich brak.
Chodzi o rzecz dla USA i świata najważniejszą, czyli ograniczenie potencjału nuklearnego Korei Północnej. Już w czasie pierwszego spotkania obu przywódców w roku ubiegłym w Singapurze zapadły decyzje o denuklearyzacji państwa Kim Dzong Una. Formuła została powtórzona w lutym tego roku w czasie spotkania w Hanoi. Nic się w tej sprawie nie wydarzyło. Tym bardziej, że nie wiadomo do końca, co denuklearyzacja miałaby oznaczać. Trump twierdzi, że postęp jest ogromny bo Korea Północna ograniczyła program prób z rakietami balistycznymi i nie przeprowadziła prób nuklearnych.
Dlatego też USA utrzymują nadal sankcje gospodarcze wobec Korei Północnej. Kim domaga się zawieszenia sankcji, jako warunku pewnych działań zmierzających w kierunku denuklearyzacji.
Eksperci nie mają złudzeń, że jest to proces na wiele lat, jeżeli w o ogóle da się go uruchomić. Trump ma tego świadomość. Ale w USA trwa już kampania prezydencka i wizerunek pojednawczego prezydenta jest pożądany. W tej sytuacji Trump obraca w Osace w czasie spotkania z Putinem w żart pytanie dotyczące ingerencji Rosji w amerykańskie wybory. W czasie spotkania z saudyjskim następcą tronu Mohammedem bin Salmanem nie wspomina słowem o morderstwie Dżamala Chaszodżdżiego. To Trump ubiegający się o drugą kadencję.