Jestem teraz zdezorientowany, czy mamy do czynienia z burzą w wodzie, czy wodą z mózgu. Ten dialog polityków PiS i PO dotyczył problemu ratyfikacji przez prezydenta traktatu lizbońskiego. Ponieważ zamęt był coraz większy, to pomyślałem, że najlepiej będzie posłuchać bezpośrednio głowy państwa: – Ja brałem udział na wielką skalę w negocjacjach tego traktatu i ja go popieram – powiedział mi prosto z ekranu Lech Kaczyński.
I znów wątpliwości, skoro wynegocjował i popiera, to czemu nie podpisze? Pewnie Jacek Kurski wyjaśni, o co chodzi: – To jest taki powrót do tych samych butów, żeby koniecznie się pokłócić z Lechem Kaczyńskim, bo wtedy społeczeństwo jest bardziej po stronie Donalda Tuska – oświadczyły Złote Usta PiS.
Jeśli zatem Kaczyński chce pognębić Tuska, to powinien żyć z premierem w miłości. A tak nie jest, więc jeszcze raz posłuchałem prezydenta: – Jeżeli Irlandczycy zmienią zdanie, nie pod wpływem nacisków, tylko z własnej woli, jako jeden z europejskich narodów – bardzo stary naród – to ze strony Polski nie będzie najmniejszych przeszkód.
Wreszcie odetchnąłem. Przed chwilą w mejlu dostałem z Zielonej Wyspy najnowsze wyniki pewnego ośrodka badania opinii, który na zlecenie rządu Irlandii spytał, czy polscy emigranci są poważnym problemem. Oto dokładne wyniki:
35 proc. respondentów odpowiedziało: “Yes, it is a serious problem”.