Oto w czwartkowy wieczór jeden z aniołków tak bronił swojego szefa, który opuścił obrady Sejmu w czasie ważnej dyskusji o kryzysie: – Jak wiadomo, takie debaty można oglądać na monitorach w innym miejscu – argumentowała Grażyna Gęsicka w TVN 24 – niekoniecznie trzeba siedzieć na tej sali.
Posłanka PiS ma absolutną rację. Niekoniecznie trzeba siedzieć na tej sali, można zrezygnować z mandatu, bo prawo do niego mają tylko wybrańcy narodu, reszta – przed telewizory. Ale w obronie prezesa Gęsicka posunęła się jeszcze dalej: – Sala jest klimatyzowana i wyjątkowo źle działa na osoby, które są uczulone na różne substancje.
Pani poseł jednoznacznie potwierdziła, że Jarosław Kaczyński jest alergikiem. Publiczne przyznanie się do tego może mieć fatalne skutki polityczne. Przecież Janusz Palikot tylko czeka na taką okazję. Zaraz zażąda badań lekarskich, na co jest uczulony były premier. A jak wyjdzie, że na Platformę Obywatelską? Albo pojawią się wypryski pod wpływem alergenu o nazwie D. Tusk?
Na razie Jarosław Kaczyński dostaje wysypki na widok ministra finansów. Atak alergii był w czwartek tak silny, że prezes mówił, łącząc w niezwykły sposób wypowiedzi prozą i wierszem:
"Chciałem wezwać rząd, a w szczególności ministra Rostowskiego,