A teraz sam Michnik, na gościnnych występach w tygodniku "Wprost" (rozmowa z Najsztubem u Lisa – samo w sobie stanowi to wzorzec dialogu lewicy, centrum i prawicy w nowej rzeczywistości medialnej, określonej objęciem pełni wpływów przez siły jedynie słuszne), oznajmia, że PiS przypomina przedwojenną Komunistyczną Partię Polski, albowiem, tak jak ona, "chce unicestwić państwo polskie".

Cóż, chciał Michnik ukąsić wroga boleśnie, no to boleśniej już nie mógł. Przy okazji przyznał jednak wreszcie rację nam, "jaskiniowym" i "zoologicznym antykomunistom" (jaśnie pana własne słowa), iż KPP i NSDAP, a szerzej sowiecki komunizm i niemiecki narodowy socjalizm były siebie warte. Co więcej, napluł straszliwie na wielu swych współpracowników i przyjaciół, których rodzinne korzenie w KPP są wszak znane (choć gdy wspomniał o nich Kaczyński, oburzenie było pod niebiosa).

Więc już nie byli to idealiści, może trochę błądzący, ale w sumie zacni, tylko nikczemnicy chcący unicestwić państwo polskie? A w ich liczbie i sam ojciec Michnika, Ozjasz Szechter, działacz KPZU – teraz to Michnik przyznaje, już po wygraniu procesu, który w jego obronie wytoczył IPN? Mój ojciec nie był szpiegiem, twierdził Michnik, ale teraz twierdzi, że był takim samym, hm, delikatnie, szkodnikiem jak Jarosław Kaczyński?

Coś się nam oberautorytet zaplątał. Ale cóż, w kampanii obelg tak bezsensownych i niespójnych, jaką prowadzi jego środowisko, w końcu musiało się to stać.