Gabryel: kto odpowiada za stan nauki

Na pytanie, dlaczego polscy naukowcy są – przeciętnie – klasyfikowani niżej od swoich kolegów ze Stanów Zjednoczonych oraz państw Europy Zachodniej, od lat pada z ust zainteresowanych niezmiennie ta sama odpowiedź: z powodu niedostatku pieniędzy w naszym systemie nauki.

Publikacja: 09.01.2011 23:59

Gabryel: kto odpowiada za stan nauki

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

I w odpowiedzi tej jest sporo prawdy. Sporo, czyli mniej więcej połowa. Bo druga połowa sprowadza się do niedostatku mechanizmów, w znacznej mierze rynkowych, które prowadziłyby do takiego lokowania tych pieniędzy, którymi dysponujemy, żeby ustawicznie promować najlepszych naukowców, a pozbawiać pracy (i płacy) najgorszych. Tak jak to się dzieje w tych państwach Europy, które górują nad nami pod względem liczby i jakości osiągnięć swoich naukowców.

Tego, że takie mechanizmy w Polsce wciąż nie funkcjonują (lub funkcjonują źle), dowodzą wyniki takich raportów jak ten sporządzony przez firmę Ernst & Young, przygotowany w oparciu o dane z niemal 300 uczelni w siedmiu krajach Europy.

Polscy badacze wypadają na tle swoich kolegów z innych państw słabo albo wręcz bardzo słabo. Publikują w uznanych międzynarodowych czasopismach naukowych znacznie rzadziej od nich – na przykład od niemieckich nauczycieli akademickich dwa razy, a od włoskich aż ponad trzy razy rzadziej. A wyniki ich prac są znacznie rzadziej cytowane. Wreszcie, polscy nauczyciele akademiccy patentują dużo mniej wynalazków od kolegów z konkurujących z nami krajów.

Wszelako trudno winą za marnie działający system obarczać jego uczestników. Może więc z polską nauką jest trochę tak jak z polskimi kolejami i autostradami. Może to politycy kolejno rządzący Polską, którzy nie potrafili stworzyć mechanizmów sprzyjających unowocześnianiu naszych kolei i szybkiemu budowaniu autostrad, nie umieli też stworzyć mechanizmu sprzyjającego stałej poprawie jakości polskiej nauki i szkolnictwa wyższego? Co oczywiście wymagałoby od nich nie tylko wiedzy o tym, jak to uczynić, ale też odwagi do przeciwstawiania się resortowym lobbies, które zazwyczaj są zainteresowane utrzymaniem wygodnego dla nich (i z reguły popłatnego) status quo.

W tej sytuacji nie pozostaje nam na razie nic innego jak tylko mieć nadzieję, że wprowadzane właśnie w życie reformy polskiej nauki oraz polskiego szkolnictwa wyższego, przygotowane przez ekipę minister Barbary Kudryckiej – zawierające potrzebne rozwiązania prorynkowe – okażą się tym skutecznym lekiem na niemoc polskiej nauki.

I zamiast (jak dotąd) premiować średniactwo, pomogą wyzwalać twórcze moce u najlepszych z najlepszych polskich naukowców.

I w odpowiedzi tej jest sporo prawdy. Sporo, czyli mniej więcej połowa. Bo druga połowa sprowadza się do niedostatku mechanizmów, w znacznej mierze rynkowych, które prowadziłyby do takiego lokowania tych pieniędzy, którymi dysponujemy, żeby ustawicznie promować najlepszych naukowców, a pozbawiać pracy (i płacy) najgorszych. Tak jak to się dzieje w tych państwach Europy, które górują nad nami pod względem liczby i jakości osiągnięć swoich naukowców.

Komentarze
Estera Flieger: Chłopski rozum Karola Nawrockiego. Co jest groźne dla Rafała Trzaskowskiego?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Czy bezpieczeństwo Polski może zależeć od dobrego humoru Donalda Trumpa
Komentarze
Trump czy Zełenski: Tusk wybrał
Komentarze
Zełenski wraca z honorem, Trump pomógł Putinowi
Materiał Promocyjny
Zrównoważony rozwój: biznes między regulacjami i realiami
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Wołodymyr Zełenski u Donalda Trumpa, czyli wielki tryumf Władimira Putina
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”