Minister spraw zagranicznych zaraz wyjaśnił o co mu chodzi: „Bo zrobiło się tak, że zamiast mówić o rzeczach poważnych, mówimy co kto komu powiedział. To jest łatwizna, bo do tego nie trzeba nic wiedzieć, tylko napuścić jednego polityka na drugiego."
Szef naszej dyplomacji jest jak najdalszy od napuszczania polityków na siebie – woli by puszczali oni... bączki.
„Ja myślę, że to sympatyczny taki gadżecik. Jakość podarków w dyplomacji czasami bywa rozczarowująca. Celem podarków jest to, aby wywrzeć w obdarowanym jakieś sympatyczne uczucia do naszego kraju. Wielu ministrów czy delegatów ma dzieci, więc pokażą bączka dzieciom... przekażą."
Minister Sikorski jeszcze nie jest pewien, czy bączki mają być dzieciom przekazane, czy tylko pokazane. Zapewne w tej sprawie wydana zostanie wkrótce dyrektywa Unii Europejskiej, choć jak znam stare dyplomatyczne wygi, to same będą puszczały bączki. Po naszej prezydencji, jakość dyplomatycznych podarków będzie zachwycająca i być może osiągniemy dobrobyt, czyli polski bączek w każdej europejskiej rodzinie.
Zanim Radosław Sikorski tak zdecydowanie podwyższył ton w polskiej polityce i publicystyce postawił ważną diagnozę: „Osoba, która wchodzi do polityki, niestety, musi mieć grubą skórę, musi być oceniana, jak polityk. To często nie jest przyjemne."