Choć niektórzy spodziewali się, że po wyborach, w których Andrzej Duda wywalczył reelekcję, rozpoczną się polityczne wakacje, tydzień po głosowaniu wyraźnie widać, że wygrana prezydenta doprowadziła do swego rodzaju resetu i przyspieszenia w polskiej polityce.
Frakcje Zjednoczonej Prawicy toczą zaciekły bój. Obóz insurekcyjny domaga się zaostrzenia zarówno polityki, jak i retoryki. Ta druga też jest ważna, bo skoro wywołano olbrzymie emocje w społeczeństwie i zmobilizowano 10,5 mln wyborców, dziś oczekiwać oni mają nie łagodzenia, lecz zaostrzenia kursu – jeśli elektoratowi wmówiono, że oto toczy się walka cywilizacyjna, nie czas teraz na małe kroczki, ale właśnie na decyzje na miarę przemian cywilizacyjnych.
Stąd pomysły na wojnę z uniwersytetami, które mają przyjmować patriotyczną polską młodzież, a wypuszczają zblazowane lewactwo, które nie chce głosować na PiS. Stąd wojna z mediami, które nie chcą podporządkować się wzorcom stworzonym przez Jacka Kurskiego, wojna z samorządami, bo wszak większość dużych miast znajduje się w rękach opozycji. Logika jest taka: nie mamy się co podlizywać mieszczuchom, umiarkowanej klasie średniej, bo ona i tak na nas nie zagłosuje. Zamiast więc iść na miękko, trzeba iść na ostro. Jakobini obozu dobrej zmiany śnią o najbliższych trzech latach jako o permanentnej jatce, jeździe bez trzymanki, próbie odwrócenia przemian społecznych i cywilizacyjnych.
Pragmatyczna frakcja obozu rządzącego wie, że demograficzna struktura elektoratu jest dla nich niekorzystna. Za trzy lata na rynek polityczny wejdą nowe, bardziej liberalne roczniki, jeśli więc PiS nie będzie myślał o tym, jak dotrzeć do młodych, jak odbić miasta, prędzej czy później straci władzę. Pragmatycy wiedzą, że koronawirus nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, więc najważniejszym zadaniem będzie odbudowa gospodarki, walka o inwestycje i odpowiedź na wyzwania globalne – dekarbonizacja energetyki, walka z emisją CO2 itp.
Spory personalne są jedynie pretekstem do tej wojny o duszę PiS. Wzajemne podchody, podszczypywania, ukryte lub otwarte ataki na premiera Morawieckiego to nic więcej jak przeciąganie liny w tym fundamentalnym dla przyszłości Polski sporze.