Bogdan Wenta czy Otylia Jędrzejczak wyparli z list doświadczonych europosłów.

Postępując w ten sposób, PO odpowiedziała na reguły gry wyznaczone przez przeciwników. Na listach SLD czy Twojego Ruchu Janusza Palikota nie brak celebrytów i osób znanych ze wszystkiego, tylko nie z doświadczenia politycznego. Działania PO są więc być może cyniczne, ale racjonalne. Bo dziś polityków oceniamy głównie po skuteczności, a nie wierności abstrakcyjnym ideałom. Toteż zapowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, z dumą opowiadającego, że na listach PiS nie będzie celebrytów, brzmią trochę jak deklaracje kapitana drużyny, który choć widzi, że na boisku wszyscy okładają się kłonicami, rozprawia o prawdziwych zasadach futbolu, narażając swą ekipę na porażkę.

To nie politycy wymyślili znane twarze na listach wyborczych. Nauczyło ich tego życie. Jeśli bowiem ludzie chcą głosować na celebrytów, nie ma co oburzać się na polityków, że ich wystawiają. Demokracja to ustrój, w którym mądrale nie zawsze mają rację.

Największe emocje wzbudził transfer Michała Kamińskiego. Platforma sporo ryzykuje, biorąc na pokład tak kontrowersyjną postać. Ale wszystkim, którzy zżymają się dziś na start „Misia" z pierwszego miejsca lubelskiej listy PO, warto przypomnieć, że polityk ten niedawno rozmawiał z Jarosławem Gowinem, wcześniej zakładał PJN, pięć lat temu startował z list PiS, a jeszcze wcześniej był w ZChN. Też uważam, że Kamiński stał się uosobieniem politycznego koniunkturalizmu. Nader umiejętnie dostosowuje swe poglądy do aktualnej mody. Jeśli więc transfer Kamińskiego źle świadczy o PO, to równie źle świadczy o całej naszej scenie politycznej, na której Kamiński robi karierę od kilkunastu lat.

Ale też konieczność sięgania po celebrytów czy politycznych nomadów takich jak Kamiński jest kolejnym przejawem słabości Platformy. Jak piszemy dziś w „Rz", kierownictwo partii miało spore kłopoty ze znalezieniem szefa sztabu wyborczego – nie weszli do niego autorzy dotychczasowych sukcesów tej partii. W tej sytuacji nawet celebryci mogą PO nie pomóc. No, ale dzisiejsze notowania PO są skutkiem błędów popełnionych przez tę partię w ciągu ostatnich kilku lat. Nadziei na zdobycie jako takiego wyniku wyborczego politycy Platformy mogą dziś upatrywać wyłącznie w wydarzeniach na Ukrainie, a nie w tym, co sami są w stanie zaproponować Polakom.