Wydalony dziś z Rosji korespondent "Gazety Wyborczej" jest faktycznie dziekanem polskiego korpusu dziennikarskiego w Rosji. Jest tam najdłużej, zna ten kraj na wskroś, posunąłbym się nawet do komplementu, że po tylu latach rozumie Rosję lepiej niż Polskę.
Wacław Radziwinowicz kocha Rosję. Mogę tak powiedzieć, bo pracowałem z nim przez wiele lat i w Moskwie, i w Warszawie. Problemem Radziwinowicza w oczach Kremla jest to, że jest on niezwykle krytyczny wobec rosyjskiego państwa. Radziwinowicz kocha wszystko, co dotyczy rosyjskiej kultury, historii, ale bez mrugnięcia okiem krytykuje antydemokratyczne poczynania Władimira Putina.
Wyrzucając go z Rosji Kreml robi duży błąd. Radziwinowicz zawsze był gotów tłumaczyć niezrozumiałe dla Europejczyków zawiłości rosyjskiej duszy. Nie znam polskiego dziennikarza, który byłby tak wyrozumiały dla rosyjskich słabości. Na dłuższą metę wyrzucenie go z Rosji oznacza mniejsze zrozumienie rosyjskiej rzeczywistości w polskiej opinii publicznej, a tego Rosja na pewno nie chce.