Pisząc o niepokoju w PiS związanym z działaniem organizacji pro life, powołałem się na relację jednego z polityków partii rządzącej, z której wynika, że politycy PiS pragnęliby, aby przewodniczący episkopatu abp Stanisław Gądecki przekonał obrońców życia do odłożenia w czasie starań o zaostrzenie przepisów antyaborcyjnych.
Na publikację zareagował oświadczeniem rzecznik episkopatu ks. Paweł Rytel-Andrianik, pisząc, że „nie ma żadnej presji ze strony obecnie rządzących, która miałaby na celu zmianę stanowiska przewodniczącego KEP abp. Stanisława Gądeckiego w sprawie ochrony każdego życia ludzkiego. Ze swej strony, przewodniczący episkopatu zawsze stara się przypominać nauczanie Kościoła katolickiego o potrzebie ochrony życia ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci".
Sęk w tym, że to dementi informacji, która w publikacji się nie pojawia. Nigdzie nie napisałem, że ktoś usiłuje namówić arcybiskupa do tego, by wyparł się nauczania Kościoła dotyczącego ochrony życia. Próba nakłonienia kogoś, by bez wyrzekania się swych wartości skłonił kogoś do odwleczenia w czasie działań o charakterze politycznym, jest czymś innym niż namawianie kogoś do zmiany swych przekonań.
Moją intencją było wskazanie problemu, jaki z ewentualnymi zmianami dotyczącymi aborcji ma PiS, nie zaś oskarżanie o cokolwiek arcybiskupa Gądeckiego. Jeśli jednak moją publikacją ktoś poczuł się dotknięty i urażony, pozostaje mi wyrazić z tego powodu ubolewanie.
Warto zauważyć, że PiS oficjalnie do tekstu się nie odniósł.