Nie mam pojęcia, czy wydarzenie, o którym piszemy w „Rzeczpospolitej”, jest przełomowe, czy tylko bardzo ważne. Co do tego ostatniego trudno mieć wątpliwości. Oferta amerykańskiej firmy Westinghouse z poparciem rządowym z Waszyngtonu trafiła w ręce przedstawicieli polskich władz. Tym samym administracja w Warszawie dysponuje już szczegółowymi informacjami o możliwości uzyskania licencji, dostosowanym do lokalizacji projektem, szczegółowym terminarzem, opisem technologii i aneksem o finansowaniu inwestycji w elektrownię jądrową.
Czytaj więcej
Amerykanie przedstawili Polsce swoją propozycję dotyczącą wybudowania w Polsce instalacji nuklearnych. Warszawa ma 30 dni na decyzję w sprawie wyboru najlepszej technologii. W praktyce będzie to również oznaczać wybór partnera.
Propozycja złożona przez Amerykanów pojawiła się jako ostatnia, ale ze względu na to, że pochodzi od naszego najważniejszego sojusznika, musi być brana pod uwagę wyjątkowo poważnie. Jej szczegóły zostawiam stronom ekonomicznym, ale tu pragnę podkreślić, że jest elastyczna i wielowątkowa. Bierze pod uwagę nie jedną, lecz przynajmniej dwie wieloreaktorowe elektrownie jądrowe, których pełna moc w 2045 roku realizowałaby 25–38 procent polskiego zapotrzebowania na energię elektryczną. Tym samym zyskalibyśmy stabilne i bezpieczne źródło energii, uzupełniające – w co wierzę – potężny kompleks w pełni rozwiniętych instalacji bazujących na odnawialnych źródłach energii (OZE) oraz gazie.
Rzecz jasna, nie chcę tu rozstrzygać, czy amerykańska oferta jest najlepsza i właśnie na nią należy stawiać (w grze są również Francuzi i Koreańczycy), niemniej domyka stawkę. Rząd nie może już chować głowy w piasek i wykręcać się argumentem, że nie posiada pełnych danych od potencjalnych kontrahentów. Może w końcu podjąć trudną, ale niezbędną decyzję i rozpocząć budowę elektrowni. Ta nie pojawi się od razu. Cykl jej budowy to przynajmniej dziesięć lat.
Amerykanie z Westinghouse zapewniają, że uruchomienie pierwszego bloku energetycznego mogłoby mieć miejsce w 2033 roku. Dekada to wiele; taka perspektywa może niepokoić. Niemniej skrócić jej się nie da; jest zaś pewną pociechą, że szybciej, bo już w 2030 roku, mogą w Polsce zacząć działać mniejsze elektrownie jądrowe określane jako SMR (Small Modular Reactors). Takie z kolei instalacje chcą u siebie budować firmy komercyjne.