Rząd zdecydował o objęciu obostrzeniami, które do tej pory obowiązywały w czterech województwach, całego kraju. Te środki dotyczą wyłącznie częściowego zamknięcia różnych placówek, w tym szkół. Pomysł z nauczaniem hybrydowym wyraźnie nie wypalił. Teraz najważniejsze pytanie brzmi: „czy to wystarczy?".
Po jednej stronie covidowego równania jest zdrowie i życie osób zakażonych i tych, które się zakażą. Po drugiej – przeżycie wielkiej grupy obywateli uzależnionych ekonomicznie od funkcjonowania gospodarki i interes polityczny, który każe jak najmniej narażać się zdenerwowanym wyborcom. Nikt zresztą nie kwestionuje, że szczelniejsze domknięcie byłoby bardziej skuteczne wobec pandemii. Ale co ludzie powiedzą, jeśli państwo nie zrekompensuje im strat? Już teraz przedsiębiorcy i pracownicy z trudem dają sobie radę, niektórym zresztą się to nie udaje. Ale państwo nie chce płacić więcej. I tak będzie musiało, bo szkoły trzeba jednak zamknąć. Ale gdyby pozamykać inne branże, trzeba by też uchwalić kolejną tarczę, a tam zapisać kolejne rekompensaty, ulgi, zwolnienia. Państwa na to nie stać, bo podjęło decyzje o innych wydatkach, np. o czternastej emeryturze. Stało się to, kiedy było już wiadomo, że wciąż nie jesteśmy bezpieczni, bo do odporności społecznej jest bardzo daleko. Minister zdrowia stara się więc z całych sił, by podejmowane środki generowały jak najmniejsze koszty. Kto wie, kiedy będą wybory?
Strach przed Kościołem, który nie zgodzi się na dalsze ograniczenia, właścicielami hipermarketów oraz zniecierpliwieniem obywateli spowoduje większą śmiertelność. W 2020 roku zmarło w Polsce średnio 70 tys. osób więcej niż w poprzednich latach. Ile umrze w tym?