Dokładnie tak samo było w lipcu, gdy prezydent zawetował dwie ustawy, które miały wprowadzić PiS-owską reformę sądów. Wówczas sytuacja była bardzo napięta – tysiące ludzi na ulicach, krytyka z Europy i USA. Prezydent wykonał gest, którego nie zrozumiała duża część elektoratu PiS – i ustawę zawetował, obiecując, że za kilka miesięcy przedstawi ją w wersji „light”. Słowa dotrzymał i zmiany właśnie wchodzą w życie – tyle, że temperatura sporu jest nieporównanie niższa niż w lecie ubiegłego roku. Przed wetem Departament Stanu USA ostrzegał, że ustawy są niedemokratyczne. Po przyjęciu ustaw Dudy wyraził nadzieję, że nowe prawo jest dobre.
Czytaj także:
Prezydent Duda wybawił PiS z kłopotu
Teraz sytuacja jest bardzo podobna. PiS bardzo zależało na ustawie degradacyjnej. Tyle tylko, że została przyjęta w wersji, która – jak sam prezydent zauważył – naraziłaby Polskę na zarzut łamania praworządności, ze względu na brak procedury odwoławczej od degradacji oficerów będących członkami WRON. W sytuacji zaś, gdy Polska usiłuje się jakoś dogadać z Komisją Europejską, otwieranie nowego pola sporu o praworządność nie ma żadnego sensu.
I tą decyzją prezydent pomaga PiS, choć większość członków i sympatyków tej partii wciąż tego nie rozumie. Duda nie staje bowiem – wbrew twierdzeniom prawicowego betonu – w obronie komunistycznych generałów, tylko po stronie dobrej legislacji. Zdaje się mówić: nawet najlepsze intencje nie mogą usprawiedliwiać złego prawa, bo zgadza się z motywami tej ustawy, ale przynieść może ona sporo szkód naszemu państwu.