Chociaż nie, nie mógł. Wszak Piskorski stał się tak odpychający dopiero, gdy znalazł się poza Platformą Obywatelską. Wcześniej był wzorem cnót, sprawności, nowoczesności, a "Gazeta Wyborcza" stawiała innym za wzór nawet jego zęby. Bo białe.
Dziś ta sama gazeta chętnie znalazłaby mu zęby złote, a prokurator Edward Zalewski sprawdzałby, czy podstępny Piskorski nie przetopił na nie insygniów królewskich z Wawelu. Dziś mieszkanie Piskorskiego przeszukuje CBA, a jemu samemu stawia się zarzuty. Ale to już nie to samo wredne, reżimowe CBA, nie ta sama szukająca haków prokuratura, co zaświadczyć może sam Kazimierz Kutz głoszący teraz, że "od tego są służby, by robiły przeszukania". A jak to było z Barbarą Blidą, panie Kazimierzu?
Nie bronię szefa SD. Zawsze zastanawiało mnie jego szczęście do znajdowania białych kruków, wygrywania w kasynie po sto razy z rzędu, predylekcja do polerowanych lasek. Tyle że to nie Piskorski wprowadził te standardy do życia publicznego w Polsce. On je po prostu twórczo rozwinął u boku swych mentorów z KLD, Unii Wolności i Platformy.
Dziś chcą mu postawić zarzuty w sprawie przedawnionej cztery lata temu. Inny jej wątek sąd zakończył w zeszłym roku. No, ale od czego są prokuratorzy? Coś znajdą, zarzuty postawią, a potem z braku dowodów lub przedawnienia umorzą. Ale już po kampanii.
Stary i nieśmieszny dowcip o Jasiu głosi, że szukał on pod latarnią monety. "A tu ją zgubiłeś?" – pyta kolega. "Nie, ale tu lepiej widać". U Piskorskiego też lepiej widać, tam szukać nie tylko wolno, lecz nawet trzeba, to wszak najbardziej bulwersująca afera w Polsce. Choć to w sumie optymistyczne. Skoro bowiem tak pilnie tropią sprawy sprzed kilkunastu lat, to jak gigantyczne śledztwo muszą prowadzić w sprawie Rycha? Uch, tylko czekać, aż przeszukają domy Mira i Grzecha, aż przetrzepią Rosoła, przenicują majątek cyrkowca z Biłgoraja, aresztują Misiaka.