Nie ma możliwości innego wyznaczenia granic karalności niż uszkodzenie ciała – ale takie prawo akurat od dawna obowiązuje. Bo jeśli już, to czemu karać tylko za klapsy? Czyż nie jest przemocą naruszającą godność szarpać dziecko za rączkę? A której matce nie zdarzyło się to, gdy ona na przykład chce wejść do sklepu, a małe wybiec na ulicę, pod koła?

Poza tym każdy psycholog przyzna, że wrzask może szkodzić dziecięcej psychice bardziej niż klaps, więc i za krzyk na dziecko powinno się karać. Właściwie jedyną prawnie dopuszczalną reakcją na uporczywe nieposłuszeństwo powinno być wezwanie przez rodziców policji i złożenie na malca oficjalnej skargi. I jak zwykle postępowe towarzystwo prezentuje zapierającą dech hipokryzję. Toż najaktywniejsi są w tej sprawie ci sami, którzy w sporze o aborcję argumentują, że nie można kryminalizować tego, co ludzie i tak robią (a kara za klapsa uczyniłaby przestępcami pół Polski) ani ingerować w prywatność. O co więc chodzi? O zadymę. O to, żeby prorządowa gazeta mogła polityczną opozycję zestawiać z degeneratami katującymi na śmierć dzieci konkubin. Żeby popluć na rzecznika praw obywatelskich pod pozorem rzekomych niekonsekwencji w wypowiedziach, bo tylko tak można propagandowo zdyskredytować jego alarmy, że połowa polskich dzieci nie ma opieki lekarskiej – czym może powinien się premier zająć pilniej niż klapsami.

Nawiasem, może już czas, by „Gazeta Wyborcza” umieściła w swej winiecie nowe motto? Jak raz pasowałby jej cytat z „Misia”: „Słuszną linię ma nasza władza!”.