Dziś, gdy „Rzeczpospolita” dotarła do informacji o antydatowaniu kluczowego, bo mającego udowadniać niewinność Karnowskiego, dokumentu, prezydent nie ma już chyba lepszego wyjścia niż rezygnacja ze stanowiska. Zwłaszcza że zbierają się nad nim chmury związane nie tylko z aferą sopocką, ale i innymi sprawami, które dotąd były umarzane przez prokuratorów.
Prokuratura Krajowa wszczęła kontrolę wszystkich niepodjętych lub umorzonych śledztw sprzed lat, które dotyczyły Urzędu Miasta lub władz Sopotu. Takich spraw jest 33. Przynajmniej w trzech stwierdzono uchybienia, które miały wpływ na decyzje o umorzeniu postępowań. Prokuratorzy przypomnieli sobie o nich dopiero po ujawnieniu najnowszej sprawy sopockiej.
Jak nieoficjalnie wiadomo, Platforma od paru tygodni szuka następcy Jacka Karnowskiego. Pełnienie przez niego obowiązków jest mocno niewygodne dla partii tak dbającej o swój wizerunek. Karnowski jednak rezygnować nie chce. Działacze PO liczą na to, że kiedy prokuratura postawi jakieś zarzuty prezydentowi Sopotu, będzie musiał honorowo zrzec się stanowiska.
Na miejscu Jacka Karnowskiego nie czekałabym jednak na ten moment. Prezydent Sopotu, bez względu na to, czy uważa, że oskarżenia wobec niego są sprawiedliwie czy nie, będzie musiał w końcu odejść.