[b]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/lisicki/2009/10/16/pogarda-rewolucjonistow/]na blogu[/link][/b]

I tak pierwszego dnia ofensywy można było przeczytać o feministycznej rewolucji Chrystusa. Wówczas to po czterech tysiącach lat, po czterdziestu wiekach ignorancji zabrał głos ksiądz profesor Alfons Józef Skowronek. Obwieścił, że „nie byliśmy wierni Księdze Rodzaju. Za nami trzy – cztery tysiące lat dominacji mężczyzny nad kobietą. Jeśli nawet ta okropna sytuacja od czasu do czasu trochę łagodniała, to tylko dlatego, że zmieniły się formy towarzyskie, ale nie stosunek mężczyzn do kobiet. Przełom przyniosły dopiero feministki w XX wieku”.

Na czym tak konkretnie nowe odczytanie ma polegać, nie wiadomo, poza tym że zdaniem katolickiego teologa kobiety mają sprawować eucharystię. Wprawdzie Skowronek raz mówi o szafowaniu eucharystią, raz o jej sprawowaniu i nie jest do końca jasne, czy jednoznacznie opowiada się za kapłaństwem kobiet, czy tylko nie rozumie, o czym mówi. Ale jak zwykle w takich wywiadach pada dużo banałów – trzeba się aktywizować, należy działać, angażować się. Nie może też zabraknąć potępienia przeszłości, bo „kobieta przez wieki była wychowywana na niewolnicę”. Oj, gdyby tak księdza profesora Skowronka usłyszała taka na przykład św. Katarzyna ze Sieny, dałaby mu do wiwatu.

O ile jednak ksiądz Skowronek wciąż kluczy, o tyle inny ksiądz zawezwany przez „GW”, ojciec Jacek Krzysztofowicz, jest bardziej konkretny. Mówi on, że „osobiście nie jest przeciwnikiem kapłaństwa kobiet i nie sądzi, by to coś zmieniło w jego rozumieniu Ewangelii”. Dziwi mnie tylko, że ów kapłan nie jest do końca pewien, czy rozsadzenie Kościoła – skutek wprowadzenia kapłaństwa kobiet – od środka byłoby czymś dobrym. Doprawdy nie mogę zrozumieć, dlaczego „GW” nie potrafiła znaleźć bardziej odważnego kapłana, wolnego od owych niewczesnych wątpliwości. Na szczęście kropkę nad i znajdujemy w artykule obok, gdzie można przeczytać, że „patriarchalny polski Kościół jest coraz bardziej osamotnioną wyspą na morzu feminizujących się Kościołów europejskich”. Szkoda, że autorka tekstu nie dodaje, że polski Kościół, przy wszystkich swoich brakach, w przeciwieństwie do feminizujących się Kościołów europejskich jeszcze nie został opuszczony przez wiernych.

Czytałem te artykuły z mieszaniną znudzenia i rozbawienia. Ot, podstarzali rewolucjoniści, którzy usiłują szokować biednych polskich katolików. Ani to dość radykalne, ani oryginalne. Smutne tylko, że tak łatwo przychodzi im gardzić tymi niezliczonymi kobietami, dzięki którym Kościół przez wieki przetrwał i żyje. A może nie ma się czemu dziwić, skoro w oczach postępowych feministycznych teologów i teolożek kobiety, które ich nie popierają, to po prostu niewolnice?