Znowu miał być szeroki, wielonurtowy ruch wyrażający i wyważający aspiracje całego społeczeństwa, a wyszedł samodzierżawny dwór, na którym koterie żrą się zajadle o łaski prezesowskiego błagorodija, znowu wszystkie obietnice poszły się czochrać wobec "obiektywnych trudności", a "nowe" kadry okazały się kolejną Partią Oportunistów, którzy zrobią wszystko, by się załapać na następną kadencję, bo wzięli kredyty.
Tak samo dopóki "żarło", była buta, garnięcie do siebie i bezwzględne gnojenie pokonanych przeciwników. A jak "żreć" przestaje, odpowiedź też ta sama co zwykle: Meller nas skrytykował, bo podpuszczony, Balcerowicza przekupiły OFE, media weszły w spisek, a z aferami trzeba wedle wzorca Sekuły: spuścimy tego luja, który zakablował na naszego, k…, senatora z, k…, Wałbrzycha, to inni będą wiedzieli.
Na dłuższą analizę też starczy jedno zdanie: znowu to samo, ale bardziej. Bo w cynicznym oszukiwaniu ludzi i brutalnym łamaniu wszelkich norm wszyscy poprzednicy byli przy Tusku przedszkolakami, bo przy jego polityce zagranicznej Kwaśniewski wydaje się Piłsudskim, bo osławione "naciski", podsłuchy i "haki" Kaczyńskiego jawią się przy obecnych dziecinadą, a wobec kolejnych kompromitacji prezydenta z nominacji PO blednie wszystko, co najbardziej złośliwi oszczercy insynuowali jego poprzednikowi.
Partia, która w 2007 r. rozbudziła ogromny entuzjazm i nadzieję, dziś półgębkiem, z grymasem "wiecie-rozumiecie", odwołuje się do wyborców ostatnim argumentem bankrutów: "dajcie nam rządzić dalej, inni przecież też nie lepsi".
Co do mnie: dziękuję, postoję – jak powiedziała Angela Merkel do prezydenta Komorowskiego.