Wszystko to w kraju, w którym 2,2 miliona obywateli (w tym 600 tysięcy dzieci) żyje w biedzie (za minimum egzystencji GUS uważa 466 zł na osobę), a kolejne niemal  4 miliony ma niewiele lepiej.

Dlaczego ceny podręczników rosną? Kiedy wzrasta inflacja, a rząd podnosi VAT na książki (było zero, dziś to już  5 proc.), podwyżki są oczywiste. Dobry podręcznik trudniej napisać niż zwykłą książkę, praca często jest zbiorowa, autorów trzeba odpowiednio wynagrodzić – to również prawda. Także strona edytorska publikacji dla uczniów – liczne zdjęcia, ilustracje itp. – jest kosztowniejsza od przygotowania zwykłego czytadła do plecaka na lato.

Ale jednocześnie trudno nie odnieść wrażenia, że sporą część kłopotów zafundowaliśmy sobie przez beztroskę polityków i urzędników.  Ci pierwsi nie mogą się powstrzymać od tego, by nie reformować nieustannie polskiego szkolnictwa, a ci drudzy – z kolejnymi ministrami edukacji na czele – za łatwo całą winę zrzucają na wolny rynek i umywają ręce.  Efekt jest taki, że – używając pojęcia ze słownika współczesnej sztuki – świat polskiej edukacji to kraina nieustannej "konstrukcji w procesie". Czy naprawdę trzeba wciąż grzebać w programach szkolnych, co nieodzownie kończy się drukiem nowych podręczników? Czy skoro opracowuje się minimum programowe, nie można by opracować także minimum podręcznikowego? Czy naprawdę w roku 2010 treść podręcznika z roku 2007 jest nieaktualna? Dlaczego rodzice mają płacić po raz kolejny za te same treści, tyle że w książkach opatrzonych napisem "zgodny z nową podstawą programową"? Czy nie za wiele władzy oddaliśmy nauczycielom, którzy dobierają sobie całkiem dowolnie zestawy książek wymaganych od uczniów? I wreszcie: czy nauczyciele i dyrektorzy szkół reagują wystarczająco ostro na terror przedstawicieli handlowych, których celem jest sprzedanie nowej książki różniącej się od starej tylko datą i... wyższą ceną?

Dla wielu ubogich polskich rodzin inwestowanie w edukację dzieci jest jedynym sposobem na to, by stworzyć im szansę awansu społecznego, wyrwania się z getta zasiłku, biedy i wyuczonej bezradności. W interesie nas wszystkich leży to, by uczynić ten proces jak najłatwiejszym. Jak dotąd – jest odwrotnie.