Przeczyły one zapewnieniom ministra, że już w roku 2007 wycofał się z działalności spółki. Przed kilku laty, zeznając przed prokuraturą, Graś stwierdził, iż podpisy te nie są prawdziwe, co dało początek śledztwu w sprawie ich sfałszowania. Właśnie je zamknięto: zlecone przez prokuraturę ekspertyzy wykazały, iż podpisy Grasia są autentyczne. Mimo to główne śledztwo w sprawie firmy Agemark zostało właśnie umorzone.
Tygodnik "Przegląd" nie jest zaliczany do pism opiniotwórczych, ale powyższe ustalenia bardzo solidnie udokumentował. Minister pełniący obowiązki ust Donalda Tuska został przyłapany na prymitywnym krętactwie, za pomocą którego usiłował wyplątać się ze swych niejasnych powiązań z niemiecką firmą, która między innymi – o czym rozpisywały się tabloidy – przez wiele lat fundowała mu darmowe mieszkanie w należącym do jej właściciela luksusowym domu. Co jeszcze bardziej znaczące, mimo oczywistego kłamstwa rzecznika rządu prokuratura postanowiła zakończyć śledztwo w tym właśnie momencie, w którym na dobre należałoby je rozpocząć.
Można powiedzieć krótko: jaka władza, takiego sobie wzięła rzecznika.
Można i trochę dłużej: w każdym normalnym kraju ujawnienie takich faktów wywołałoby prawdziwą burzę, wielki skandal i falę dymisji. Tymczasem w III RP zdemaskowany kombinator w rządzie nie budzi szczególnej ciekawości ani potępienia. Nadal cieszy się zaufaniem premiera, nadal bryluje na konferencjach prasowych i Twitterze, sztorcując z butą dziennikarzy i pouczając ich, co jest prawdą, a co nie. A uwagę opinii publicznej zajmuje się bez reszty "zakazem pedałowania".
Autor jest publicystą tygodnika "Uważam Rze"