Tego nie da się już zbyć Talleyrandem. Trzeba Cromwellem. Słowami sprzed wieków, które dziś da się odnieść do wszystkich polskich sił politycznych: „Siedzicie tu zbyt długo jak na to, co dobrego uczyniliście. Oddalcie się, powiadam. W imię Boga, odejdźcie!".
Z jednej strony znów zaczyna się mecz sił „normalności" kontra Kaczyński. Prezes kontra reszta świata. Mecz do jednej bramki. Tyle, że tę bramkę – ku radości przedstawicieli specyficznego „dziennikarstwa" typu Agnieszka Kublik czy Tomasz Lis – ustawił sam prezes PiS. Z głośną zachętą: bijcie mnie! Przez tygodnie będziemy oglądać spektakl polegający na głoszeniu tez jaki to głupi bądź szkodliwy jest Kaczyński. I dukających lub pyskujących z drugiej strony posłów PiS. Ile razy już to oglądaliśmy? Niedługo minie dekada, gdy oglądamy ten serial. Nic z niego nie wynika. Mnie już to śmiertelnie nudzi. Ani to dziennikarstwo, ani polityka.
Druga rzecz to żałosny znak degeneracji PiS. Od długiego czasu o miejsce przy uchu prezesa kłóci się dwóch PR-owców. Ryszard Czarnecki vs. Adam Hofman. Pierwszy, będąc eurodeputowanym, napisał na swoim blogu tekst o hipokryzji polityków nawołujących do bojkotu Ukrainy. Tekst zupełnie rozsądny i zawierający oczywiste tezy. Więc konkurent z satysfakcją ogłasza, że nie możemy się godzić na złe traktowanie Julii Tymoszenko. Raptem teraz trzeba to ogłosić. Mamy więc przykład tego jak wewnętrzne intrygi wpychają w dryf wielkie formacje polityczne.
Potem widzimy „zatroskane" twarze konkurentów Kaczyńskiego „zamartwiających" się nieodpowiedzialnością (skądinąd to prawda) lidera opozycji. Tak jak ich znamy możemy być pewni, że oświadczenie lidera PiS to najpiękniejszy prezent, jaki dziś dostali w majowe święto. Możność wygłaszania oczywistych, dziecinnie łatwych komentarzy. Możemy być pewni, że skaczą z radości od razu, gdy nie ma przy nich kamer.
Polska polityka znalazła się w dramatycznym momencie. Na naszych oczach degeneruje się i obóz władzy i jedyna realna opozycja. Gdyby nie strach przed zwycięstwem PiS rządząca nami Platforma doprowadziłaby Polskę do plajty w trzy miesiące. Ale alternatywą jest opozycja, która od dawna przypomina połączenie sekty z funduszem emerytalnym. Z jednej strony oderwany od rzeczywistości premier o zachowaniach akwizytora, wciskający ludziom PR-owski kit, a z drugiej tetryczejący prezes, który zabawia się wyłącznie rozgrywaniem jednej koterii swoich zauszników przeciw drugiej lub trzeciej. Ani jedno, ani drugie nie jest polityką.