To państwowy – jak wszystkie w Rosji – kanał telewizyjny produkowany przez i dla pożytecznych idiotów na całym świecie. Można z niego dowiedzieć się jak wielkim zagrożeniem dla światowego pokoju są Stany Zjednoczone, o tym, że muzyka rockowa „nakręca" amerykańskich żołnierzy do mordowania irackich i afgańskich dzieci, że bezdomny jest prawie każdy Amerykanin, a Unia Europejska zaraz rozpadnie się w wyniku krwawej wojny. Raj dla nostalgików tęskniących za Dziennikiem Telewizyjnym prowadzonym przez umundurowanych prezenterów.
Ciekawie tam wygląda Ukraina. Obraz jej jest zresztą podobny do prezentowanych w innych rosyjskich telewizjach (choćby dostępnej w Polsce RTR). Na Ukrainie kradną, i to strasznie. Mordują, dają i biorą łapówki. Nie to, co w Rosji. Jest bałagan i to państwo za niedługo się rozpadnie. Bo według tego przekazu państwowość ukraińska jest kompletnym nieporozumieniem.
Ukraińcy to wszystko oglądając zapewne czują to samo, co Polacy czytający przedwojenne niemieckie gazety, według których to Polska była „Saisonstaat". Może nawet mocniej, bo weimarskie Niemcy musiały się jednak liczyć z polskim „Saisonstaat". Zaś putinowska Rosja zupełnie nie pogodziła się z państwową odrębnością Ukrainy. Więc, niema nawet mowy o „saison". Prędzej to „demi-saison".
W tej sytuacji marzeniem Ukraińców jest, aby wreszcie wyszło im coś spektakularnego. Dokładnie marzą o tym samym, co my. Euro 2012, które odbędzie się zgodnie ze standardem będzie spełnieniem tego państwotwórczego marzenia. Do świadomości przeciętnego Ukraińca – także tego „pomarańczowego" – dojdzie kolejny dowód, że jest przedstawicielem odrębnego narodu, a nie jakimś tam Małorusem. Dlatego bojkotu nie chce też tamtejsza opozycja (choć oczywiście są i wyjątki).
Chaos wokół Euro to prezent dla Kremla. Owszem, Władimir Putin potępił bojkot, ale co go to kosztowało? Za bezdurno wyszedł na dobrego wujka. Mógł pokazać, że tylko wielka Rosja rozumie Ukraińców, a ten zakłamany (czyż nie?) Zachód tak naprawdę nimi gardzi.