Kolejny raz powtarza je „Gazeta Wyborcza", tym razem piórem Dominiki Wielowieyskiej.
„Gdyby nie była z Platformy, zapewne pies z kulawą nogą nie zająłby się głupotami, która opowiadała (chciała sprywatyzować szpital, który od dawna był prywatny)" – pisze Wielowieyska w komentarzu o charakterystycznym tytule „Winna Sawicka, winny PiS".
Chodzi tu o szpital górniczy KGHM. Formalnie jest to niepubliczny ZOZ, tyle, że jego właścicielem w czasach „lodów" Sawickiej był w stu procentach KGHM. A KGHM był i jest czyją własnością? Skarbu państwa. I to państwo było właścicielem tej niepublicznej formalnie placówki.
W przypadku prywatyzacji KGHM wszystko by się zmieniło. O możliwości prywatyzacji Kombinatu wspomniał np. w 2009 r. ówczesny wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld. Hasło prywatyzacji KGHM było podnoszone od dawna, jeszcze przed tą aferą. Sawicka była posłanką z okręgu legnickiego, więc sprawy KGHM raczej jej były dobrze znane. Wbrew temu, co twierdzą jej obrońcy (i ona sama przed sądem) nie była głupią babą, która plotła bzdury. W okręgu, który reprezentowała było tylko dwóch posłów PO (nie licząc trzeciego, który przeszedł do PiS) – ona i Grzegorz Schetyna. Partia wpisała ją na trzecie miejsce, z którego przeskoczyła kandydata z dwójki. Jako posłanka była bardzo aktywna – kto nie wierzy niech spojrzy na stronę sejmowego archiwum, aby zobaczyć naprawdę imponującą listę interpelacji i zapytań.
Wiedziała, że da się zarobić na prywatyzacji rzekomo sprywatyzowanego szpitala. Nie była idiotką. Idiotami są ci, którzy bezkrytycznie łykają kłamstwa.