Od lat mnożą się sygnały, że koncentracja władzy, parasol medialny i wsparcie establishmentu, którą cieszy się Platforma, prowadzą do sytuacji niebezpiecznej dla demokracji. Do sytuacji, w której państwo zacznie stawać się machiną wykonawczą oligarchii, a demokratyczne procedury i instytucje zostaną zredukowane do roli zasłony dymnej. Większość mediów, dostrzegając konkretne afery, nadużycia i przejawy niebezpiecznych tendencji zaprzecza jednocześnie, aby chodziło tu o jakiś proces. Widzą drzewa, nie widzą lub nie chcą widzieć lasu.

Teraz las III RP jest widoczny w całej krasie. Trudno udawać, że się go nie dostrzega. Trzeba docenić zdecydowanie ministra Gowina, który podjął kroki, by odwołać skompromitowanego prezesa. Ale korzenie sprawy tkwią głębiej. Minister ich nie wyrwie. Bez zmiany systemowej takie sytuacje będą się powtarzać, nawet gdyby nieostrożny prezes został publicznie rozerwany końmi na Długim Targu.

To po pierwsze. Po drugie cała sprawa stawia ponure znaki zapytania nad aferą Amber Gold. Prorządowi dziennikarze i politycy konsekwentnie zaprzeczają, jakoby mogły istnieć jakieś „linki” między tą spółką i jej działaniami a gdańską elitą PO. Prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku jest jednak członkiem ścisłego kręgu trójmiejskiego establishmentu. Trudno założyć, że nie wie, co w trawie piszczy; że nie zdaje sobie sprawy z tego, co się dzieje w jego mieście. Jeśli więc teraz uznał on za naturalne, że Tusk tak bardzo interesuje się aferą spółki Marcina P., że aż posuwa się do tak wątpliwych działań, to uprawdopodobnia to tezę, iż w sprawie Amber Gold istnieją nieznane nam dotąd trupy w szafie.

Po trzecie wreszcie sprawa może być fundamentalna, jeśli chodzi o wolność prasy. Jeśli podjęta zostanie próba ukarania dziennikarzy za prowokację przeprowadzoną w oczywistym interesie społecznym, to trudno będzie uznać to za coś innego niż zemstę establishmentu i próbę uniemożliwienia realnego sprawowania przez media funkcji kontrolnej.
Wydaje się, że jesteśmy w punkcie, w którym może zacząć się albo naprawa polskiej demokracji, albo też ewolucja w bardzo niebezpieczną stronę.