Obama, czyli stagnacja ?na froncie polskim

Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych wygrał Barack Obama. Dla Polski to żadna tragedia, ale w relacjach polsko–amerykańskich nie możemy się spodziewać niczego innego niż obecna stagnacja.

Aktualizacja: 08.11.2012 01:39 Publikacja: 07.11.2012 20:44

Andrzej Talaga

Andrzej Talaga

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompala

Większe nadzieje dawał Mitt Romney, przynajmniej w deklaracjach, ale przepadł. Katalog niemożności Obamy wobec Polski jest, niestety, długi. Znajdziemy w nim sprawy tak ważne jak bezpieczeństwo oraz rzecz już dziś błahą, choć symboliczną, czyli wizy dla Polaków.

Najgorzej sprawy mają się właśnie w tej pierwszej kategorii. Według nowej doktryny obronnej USA ogłoszonej przez Obamę Ameryka przenosi siły i środki w rejon Pacyfiku. Z Europy znikną dwie brygady bojowe US Army, siły lądowe, które pozostaną, nie będą w stanie efektywnie wesprzeć jakiegoś sojusznika z NATO, który ewentualnie zostałby zaatakowany – na przykład Polski. Jakby tego było mało, Obama zapowiedział cięcie wydatków na zbrojenia. Teraz z pewnością dotrzyma słowa.

Romney uznał Rosję za strategicznego przeciwnika USA, potem złagodził swoje stanowisko, Obama niczego łagodzić nie musiał. Dla niego sąsiad Polski to ledwie regionalna siła, ulokowana w dodatku daleko na liście amerykańskich problemów. Nie sprawia większych kłopotów, może w Syrii, ale Waszyngton akurat ani myśli tam interweniować.

Nie mamy zatem co liczyć na poparcie w sporach z Moskwą, choćby w śledztwie smoleńskim czy też w naszych staraniach o utrzymanie posowieckich państw Międzymorza poza moskiewską strefą wpływów. Koniec złudzeń. Intermarum nie zaistnieje w amerykańskiej polityce, nie stanie się nawet bardzo, bardzo odległym priorytetem.

Republikańskie ośrodki doradcze sugerowały silniejszy sojusz USA z Polską i transfer amerykańskich technologii wojskowych nad Wisłę. Choć takie postulaty nie znalazły się w oficjalnym programie wyborczym Romneya, w przypadku jego zwycięstwa, moglibyśmy spróbować ponownie – tym razem z korzyścią dla nas – zagrać polską sympatią do Ameryki. I to okazało się niemożliwe.

Był Obama, jest Obama. Jakoś będziemy musieli z tym żyć.

Większe nadzieje dawał Mitt Romney, przynajmniej w deklaracjach, ale przepadł. Katalog niemożności Obamy wobec Polski jest, niestety, długi. Znajdziemy w nim sprawy tak ważne jak bezpieczeństwo oraz rzecz już dziś błahą, choć symboliczną, czyli wizy dla Polaków.

Najgorzej sprawy mają się właśnie w tej pierwszej kategorii. Według nowej doktryny obronnej USA ogłoszonej przez Obamę Ameryka przenosi siły i środki w rejon Pacyfiku. Z Europy znikną dwie brygady bojowe US Army, siły lądowe, które pozostaną, nie będą w stanie efektywnie wesprzeć jakiegoś sojusznika z NATO, który ewentualnie zostałby zaatakowany – na przykład Polski. Jakby tego było mało, Obama zapowiedział cięcie wydatków na zbrojenia. Teraz z pewnością dotrzyma słowa.

Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka