Trudno traktować serio jego słowa, że nie szukał jeszcze kandydata, bo do wczoraj za reprezentację odpowiadał Fornalik i decydowała lojalność. Tak w polityce się nie działa, futbolowej także. Boniek zapewne nazwisko nowego selekcjonera już zna, ale każe nam czekać dwa tygodnie i zarzuca dziennikarzom, że wyciągają z kapelusza kolejne kandydatury. My z kolei możemy mu zarzucić, że traktuje nas jak nierozgarnięte dzieci.
O odwołaniu Fornalika już w ogóle nie ma co dyskutować, bo powody są ewidentne. Teraz pytanie jest tylko jedno: w jaką uliczkę wyskoczy Boniek. On sam nie ułatwił zadania futurologom, nie powiedział wczoraj ani jednego zdania, które przybliżałoby nas do konkretu i było warte zapamiętania. Wciąż nie wiemy, czy trener będzie polski, czy zagraniczny, jakie są finansowe limity nie do przekroczenia przez PZPN i ewentualnego sponsora. Oficjalnie nic nie wiemy, oprócz tego, że nowy trener ma mieć wizję drużyny, którą chce stworzyć.
A konkret jest taki, że właściwie każdy polski trener będzie w mniejszym lub większym stopniu Fornalikiem-bis, może być tylko mniej grzeczny. Zagraniczny to albo Beenhakker-bis, albo jedyne rozwiązanie, którego jeszcze nie stosowaliśmy – trener z wielkim nazwiskiem i sukcesami z reprezentacją kraju, ale on kosztuje bardzo drogo. Na Guusa Hiddinka stać było Koreę Południową i Rosję, nas chyba nie stać. Zostają więc Adam Nawałka, Dariusz Wdowczyk lub może jeszcze ktoś znany z krajowych ławek. Nie brak głosów, że Boniek już postawił na Nawałkę, tylko z włoską wprawą nawija nam makaron na uszy.
Następne ważne mecze dopiero jesienią przyszłego roku w eliminacjach do Euro 2016 powiększonego do 24 drużyn. Kiedy Michel Platini o tym decydował, wydawało się, że tacy jak my mają glejt na finały. Ale chłopcy Fornalika tę pewność podkopali, dlatego kibicujmy Bońkowi, by wybrał dobrze.
Kto zostanie nowym trenerem?