Cóż więcej niż zareagować w ten sposób może dziennikarz z bezpiecznej, leżącej na Zachodzie Polski?
Smutek. Bo cóż pozostaje, gdy giną ci, którzy walczą o wolność i przeciw represyjnym prawom. Trzeba im oddać cześć i zapewnić, że popieramy ich towarzyszy walki.
Wściekłość i poczucie bezradności. Bo po raz kolejny się okazało, że Zachód, czyli my, źle przewidział rozwój wydarzeń poza swoimi granicami.
Nie wyczuł gry Wiktora Janukowycza ani przed listopadowym szczytem w Wilnie, gdzie Ukraina miała się związać umową stowarzyszeniową z UE, ani później. Niewłaściwie reagował, obchodził się z Janukowyczem jak z jajkiem, grzecznie podpytywał, dzwonił, sugerował. A on, niestety, nie jest jajkiem, wykluł się, obrósł grubą skórą i stał się bezwględnym politycznym dinozaurem.
Niestety, wczorajsze reakcje Europy dowodzą, że dinozaur nadal może robić, co chce. Nadal jest traktowany jak jajko, któremu się szepcze o swoim zaniepokojeniu, o konieczności wyjaśnienia okoliczności śmierci demonstrantów i nadziejach na dialog z ukraińską opozycją. A takie szepty na nikim nie robią wrażenia, a na pewno nie na Janukowyczu. Okoliczności zastrzelenia ludzi w centrum Kijowa trzeba badać, ale za rozlew krwi tak czy owak politycznie odpowiada Janukowycz. A dialog z opozycją dałby więcej, gdyby Europa wreszcie tupnęła nogą, zagroziła interesom dinozaura i jego otoczenia. Gdyby zdecydowała się na sankcje wobec polityków, funkcjonariuszy, urzędników, którzy mają krew na rękach. Finansowe, wizowe, w każdym razie poważne.