To dlatego po cichutku wprowadza pod obrady Sejmu ratyfikację Konwencji o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, która w istocie jest dokumentem nie tyle przeciw przemocy, ile przeciw rodzinie i tradycji. Żeby to sobie uświadomić, wystarczy stwierdzić, że w Polsce przemoc wcale nie jest wysoka, a jeśli się zdarza, to statystycznie o wiele częściej poza rodziną.
Nieskuteczność zapisów konwencji antyprzemocowej została wielokrotnie potwierdzona w krajach skandynawskich. Tam socjalistyczno-zamordystyczne rządy przed laty wprowadziły już wszystkie rozwiązania przepisane później przez unijnych biurokratów do tak zachwalanej przez lewicę Konwencji. I co? I nic! Poziom przemocy wobec kobiet pozostaje tam o wiele wyższy niż w Polsce. A przemoc najczęściej spotykana jest (nie tylko w Szwecji, ale także w innych krajach) w tak zachwalanych przez mainstream związkach lesbijskich. W Polsce kobieta – szczególnie taka, która żyje w monogamicznym związku małżeńskim – jest o wiele bezpieczniejsza niż przeciętna Szwedka chroniona przez zestaw dokumentów, ale za to pozostająca w patchworkowym związku nieformalnym.