Czy należy się bać, iż te kraje nie wierzą już w UE i w niedalekiej przyszłości zostawią nas, środkowych Europejczyków, na pastwę Rosji?
Przede wszystkim należy się zastanawiać, czy i w Polsce w tajnych gabinetach doświadczeni politycy i eksperci przygotowują scenariusze na wypadek upadku obecnej Unii. Powinni. Nigdy nie był on bowiem tak prawdopodobny jak teraz.
Rozpad lub przekształcenie Unii tak, że ledwie ją będzie można poznać, są najbardziej uzależnione od rozwoju kryzysu migracyjnego. Widok setek tysięcy przybyszów może spowodować, że Brytyjczycy opowiedzą się za wyjściem ich kraju ze Wspólnoty, i doprowadzić Front Narodowy do władzy we Francji.
Bez Wyspiarzy Unię można sobie jeszcze wyobrazić, choć będzie ona dalsza od polskich ideałów. Bez Francuzów – nie można. A Front Narodowy jest antyunijny (antyniemiecki), antyamerykański i prorosyjski. Wygranie wyborów prezydenckich przez jego szefową Marine Le Pen oznacza koniec UE w dzisiejszym rozumieniu. Na dodatek taki zestaw cech mają w Unii także inne ugrupowania skrajnie prawicowe oraz skrajnie lewicowe. Jeżeli zdominują scenę polityczną w Europie (co nie jest nierealne), będzie to Europa z koszmaru – z Moskwą robiącą, co jej się żywnie podoba.
Wprawdzie w Rzymie spotkali się przedstawiciele Włoch, Niemiec, Francji, Holandii, Belgii i Luksemburga, ale nie oznacza to, że właśnie te państwa najwięcej łączy i to one pozostaną na tratwie ratunkowej z napisem „Unia Europejska". W kiełkującym od paru miesięcy pomyśle mini-Schengen nie ma bowiem miejsca dla Francji (nie godzi się już na stałe kwoty uchodźców) i Włoch (chcą się dzielić przybyszami z innymi).