Jeśli tak się stanie, to o obowiązujących ustawach i rozporządzeniach będziemy mogli dowiadywać się szybciej i za darmo z rządowych stron internetowych. To byłoby nie tylko ułatwienie dla prawników i obywateli, ale także znaczący krok w budowie państwa prawa.
Z informacji przekazanych „Rz” przez Centrum Informacji Rządu wynika, iż wyznaczony przepisami na 1 maja 2008 r. termin wydawania dzienników urzędowych, takich jak Dziennik Ustaw i Monitor Polski również w formie elektronicznej zostanie dotrzymany. Tak obiecuje CIR, powołując się na wydające Dzienniki w imieniu premiera Centrum Obsługi Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, które przygotowuje to przedsięwzięcie. Ostrożniej wypowiada się Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji odpowiedzialne za informatyzację administracji.
– Trwają jeszcze prace nad normującym kwestie techniczne rozporządzeniem. Procedura legislacyjna się przedłuża, bo są trudności z uzgodnieniem ostatecznej wersji załącznika dookreślającego katalog znaczników (XML) aktów normatywnych wytwarzanych w postaci elektronicznej. Mamy jednak nadzieję, że trudności uda się usunąć na tyle wcześnie, by zdążyć przed 1 maja – informuje „Rz” Wioletta Paprocka z MSWiA.
Problemy techniczne mogą zatem pokrzyżować plany. Gdyby nie udało się dochować terminu pierwszomajowego, znów konieczna byłaby wcześniejsza zmiana ustawy o ogłaszaniu aktów normatywnych. Pierwszym oficjalnym terminem uruchomienia elektronicznych publikatorów aktów prawnych był 1 stycznia 2006 r., potem przesunięto go na 1 lipca 2006 r. następnie na 1 maja 2008 r. Czy tym razem rządowym informatykom uda się zakończyć prace na czas? Jednym z najważniejszych zagadnień jest zabezpieczenie internetowego Dziennika Ustaw przed próbami ingerencji w jego treść. Nietrudno wyobrazić sobie skutki ataku hakerów fałszujących jakąś ważną ustawę.
Tym bardziej że elektroniczny Dziennik i Monitor Polski mają być takim samym oficjalnym źródłem prawa, jakim teraz są papierowe. Dzisiaj zamieszczanym na internetowej stronie CO KPRM zeskanowanym pierwszym stronom tych wydawnictw towarzyszy zastrzeżenie, iż ich treść „nie stanowi źródła prawa, lecz jest tylko ich zapisem elektronicznym”. I z uwagi na niedoskonałość zabezpieczeń chroniących przed nieuprawnionym dostępem do Internetu wydawca nie ponosi za ich treść odpowiedzialności. Inne głosi, iż publikowane wydawnictwa mogą ukazywać się nawet z kilkudniowym opóźnieniem.