Wyprzedaże to jedno wielkie oszustwo. Nie daj się oszukać

Sklepy specjalnie podnoszą ceny, aby rabat wyglądał lepiej, a realne okazje można trafić poza sezonem wyprzedaży. Większość promocji to po prostu wprowadzanie klientów w błąd

Aktualizacja: 16.01.2019 12:43 Publikacja: 16.01.2019 12:09

Wyprzedaże to jedno wielkie oszustwo. Nie daj się oszukać

Foto: Fotorzepa, Tomek Czachorowski

Mało które hasło działa tak mobilizująco na klientów jak wyprzedaż. Ponieważ polskie prawo dość słabo reguluje jaką akcję promocyjna można w ten sposób nazwać i kiedy ją przeprowadzać, sklepy zdecydowanie nadużywają tego określenia. W Wielkiej Brytanii choćby jest ściśle określony czas w roku kiedy sklepy mogą organizować wyprzedaże i poza nim jest to zabronione.

W Polsce też by się taka regulacja przydała ponieważ przeprowadzona przez Deloitte we współpracy z firmą Dealavo analiza ofert ponad tysiąca e-sklepów pokazuje, że wbrew intensywnemu marketingowi klientom mogło być ciężko znaleźć produkty, które faktycznie były znacząco przecenione.

Eksperci pomiędzy 16 listopada 2018 (tydzień przed Black Friday) a 7 stycznia 2019 roku analizowali ceny takich kategorii jak kosmetyki i perfumy, słodycze, książki, gry, zegarki, zabawki, muzykę, a także drobny sprzęt AGD, konsole, laptopy. . Łącznie przebadano ponad 300 produktów, które znajdują się w ofercie ponad 1 tys. sklepów online.

Jak wynika z analizy pięciu dużych i znanych sklepów internetowych, które reklamowały się naprawdę dużymi obniżkami (nawet do 70 proc.), prowadzone kampanie marketingowe miały niewiele wspólnego z rzeczywistością. Przede wszystkim promocje obejmowały ceny zaledwie 30-50 proc. produktów, które dany sklep ma w swojej ofercie. – Obniżki te, wbrew przekazom marketingowym, na pewno nie sięgały 50-70 proc. Maksymalne obniżki pojedynczych produktów wynosiły 40 proc. Średnio było to jednak od 5 do 12 proc. – mówi Agnieszka Szapiel, Menedżer w zespole strategii, Deloitte.

Co ciekawe, ceny niektórych produktów po Nowym Roku wzrosły w porównaniu z cenami sprzed Black Friday. – Nie mówimy tu o pojedynczych przypadkach. Nasza analiza pokazała, że w sklepach, które promowały się naprawdę dużymi obniżkami, w górę poszły ceny aż 30-40 proc. produktów – mówi Jakub Kot, Prezes Dealavo.

Podobnie jak w ubiegłym roku, nie widać zależności pomiędzy ruchami cenowymi a komunikatami (lub ich brakiem) o akcjach promocyjnych. Podobne obniżki cen były widoczne w sklepach komunikujących znaczące wyprzedaże, jak i tych bez podobnych reklam.

Po zestawieniu cen z noworocznych wyprzedaży z tymi z okresu przed Black Friday, niemal 39 proc. z nich zostało obniżonych. Średni spadek wyniósł 6,6 proc. Z kolei ceny aż 40,3 proc. produktów wzrosły. – Okres noworocznych wyprzedaży niekoniecznie oznacza rzeczywiste okazje dla klientów. Ceny wielu produktów wzrosły w porównaniu do okresu sprzed wyprzedaży, podczas gdy oferowane obniżki były w wielu przypadkach marginalne. Aż ponad połowa obniżek była mniejsza niż 4 proc. – mówi Agnieszka Szapiel.

W przypadku najbardziej popularnych produktów detaliści starali się odpowiednio obniżyć ceny ponoworoczne. Aż blisko 77 proc. gier najniższe ceny osiągnęło na początku stycznia. W przypadku smartfonów odsetek ten wynosi 42,1 proc. Tym samym potwierdza się teza z wcześniejszych analiz Deloitte, że z zakupem nowego telefonu lub popularnych gier warto było czekać do początku roku.

Okazuje się także, że dla wielu produktów w pozostałych kategoriach cena minimalna jest na tym samym poziomie, niezależnie od momentu zakupu, a więc nie zawsze okresy promocyjne wiążą się z rzeczywistymi okazjami. – Nie oznacza to, że nieistotny jest moment robienia zakupów. W związku z brakiem widocznych spójnych polityk cenowych sprzedawców internetowych diabeł tkwi jak zwykle w szczegółach, czyli w tym przypadku w zrozumieniu co się dzieje na poziomie poszczególnych kategorii, a nawet pojedynczych produktów – mówi Mateusz Mańkowski, Konsultant w zespole strategii, Deloitte.

Eksperci Deloitte porównali tegoroczny okres wyprzedaży z okazji Black Friday i Nowego Roku z analogicznym okresem z przełomu 2017/2018 roku. W 2017 roku na tydzień przed Black Friday, jak i w czasie samego BF 34,4 proc. produktów miało najniższą cenę. W tym samym okresie w 2018 cenę minimalną miało już ok 42-44 proc. produktów, co pokazuje, że tygodnie po Nowym Roku zyskują coraz większe znaczenie w strategiach sprzedawców. W zeszłym roku najwięcej produktów najniższe ceny miało podczas noworocznych wyprzedaży (aż 48,7 proc.), z kolei w tym roku akcje promocyjne rozłożyły się na podobnym poziomie pomiędzy Black Friday (ok. 44 proc.), a okresem noworocznym (ok. 42 proc.). Zarówno w tym, jak i w zeszłym roku, najmniejszy udział produktów z minimalnymi cenami nastąpił niedługo przed świętami (w okolicy 20-21 grudnia).

Mało które hasło działa tak mobilizująco na klientów jak wyprzedaż. Ponieważ polskie prawo dość słabo reguluje jaką akcję promocyjna można w ten sposób nazwać i kiedy ją przeprowadzać, sklepy zdecydowanie nadużywają tego określenia. W Wielkiej Brytanii choćby jest ściśle określony czas w roku kiedy sklepy mogą organizować wyprzedaże i poza nim jest to zabronione.

W Polsce też by się taka regulacja przydała ponieważ przeprowadzona przez Deloitte we współpracy z firmą Dealavo analiza ofert ponad tysiąca e-sklepów pokazuje, że wbrew intensywnemu marketingowi klientom mogło być ciężko znaleźć produkty, które faktycznie były znacząco przecenione.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Handel
Producent sprzętu Thermomix zwiększa sprzedaż
Handel
Sankcje odcinają rosyjski handel
Handel
Whirlpool tnie zatrudnienie. To może być dopiero początek
Handel
Ukraina liberalizuje politykę walutową
Handel
Bez alkoholu nie ma w Polsce grilla