Ministrom 28 państw UE nie udało się we wtorek doprowadzić do jednomyślnej zgody dotyczącej CETA, czyli porozumienia o handlu i inwestycjach z Kanadą. Swojej aprobaty nie mógł wyrazić przedstawiciel Belgii, zablokowany przez negatywną rekomendację parlamentu Walonii, jednego z trzech regionów Belgii.
– Mamy zgodę 27,5 państwa, ale nie 28. Prace trwają – powiedział Didier Reynders, minister spraw zagranicznych Belgii. Do piątku kraj ten ma czas na zmianę stanowiska, bo wtedy zbierają się w drugim dniu szczytu w Brukseli przywódcy państw UE. I to im pozostawiono decyzję. Na 27 października jest zaplanowany szczyt UE–Kanada, na którym ma nastąpić ostateczne podpisanie porozumienia. Bez zgody Walonii jest to jednak niemożliwe.
– Nie ma mowy o zmianie treści porozumienia – podkreśliła Cecilia Malstrom, unijna komisarz ds. handlu. Bo CETA została już wstępnie podpisana w sierpniu 2014 r., po pięciu latach negocjacji. Teraz wątpliwości poszczególnych państw można tylko rozwiać poprzez zapisy w tzw. deklaracji wyjaśniającej, która interpretuje porozumienie. Tyle że ta deklaracja nie ma mocy wiążącej.
Polska postulowała np., by w niej zapisano, iż CETA nie zmienia niczego w zakresie bezpieczeństwa żywności i że import produktów genetycznie modyfikowanych (GMO) będzie podlegał takim samym procedurom jak obecnie.
W poniedziałek wieczorem Walonia dostała propozycję zapisów w deklaracji, które miałyby jej pozwolić na zmianę zdania. Przedstawiciele regionu uważają, że CETA zagrozi małym firmom i producentom rolno-spożywczym. Poza tym problemem jest dla nich system pozasądowego rozwiązywania sporów między inwestorem zagranicznym a państwem, tzw. ISDS (a właściwie, w przypadku CETA, ICS).