Można się było spodziewać, że piątkowa sesja będzie obfitować w zmienność, ale kto by przewidział, że aż tak dużą. Przed startem handlu jasne było, że gra toczy się na połowie popytu, a kolejnym kąskiem dla podaży będzie ściągnięcie WIG20 poniżej 2250 pkt. Warunki sprzyjały sprzedającym od początku sesji – kolor czerwony dominował na większości rynków w Europie, a do tego na czerwono świeciły kontrakty na główne amerykańskie indeksy. WIG20 wystartował więc kilkanaście punktów poniżej zamknięcia z poprzedniego dnia. Co więcej, spadki pogłębiły się po publikacji wyraźnie lepszych od prognoz danych o inflacji za grudzień. WIG20 przez kolejne godziny osuwał się pod własnym ciężarem, a na półmetku sesji żadna z dużych spółek nie wyłamywała się z ogólnego trendu. Dla WIG20 oznaczało to spadek nawet do ok. 2230 pkt, czyli aż 2-proc. przecenę.
Na rynkach globalnych głównymi danymi, na które czekali inwestorzy, były te z amerykańskiego rynku pracy, które też okazały się lepsze od prognoz. W efekcie rentowność amerykańskich obligacji dziesięcioletnich skoczyła do 4,1 proc., ale na krótko. Gdy handel w USA ruszył, rentowność zeszła poniżej 4 proc. Tymczasem atmosfera na europejskich rynkach akcji po południu zaczęła się poprawiać, na czym skorzystał WIG20. W ostatniej godzinie sesji niewiele brakowało, by WIG20 odrobił straty z dnia. Ostatecznie indeks dużych spółek stracił 0,33 proc. i ma za sobą już sześć spadkowych sesji z rzędu. Piątkowa może jednak dać nieco optymizmu bykom. WIG20 mimo spadku wyrysował na wykresie świecę koloru zielonego, w kształcie młota, która zwiastuje zmianę trendu.