W czasie gdy Europejczycy zastanawiali się, co się stanie z Grecją, z chińskich giełd znikały biliony dolarów. Od początku roku do czerwcowego szczytu indeks Shanghai Composite zyskał aż 60 proc. Od tego momentu do dołka z ostatniej środy stracił aż 32 proc.
Gdy wydawało się, że nic już nie uratuje rynku, do akcji wkroczył chiński rząd i za pomocą drakońskich środków doprowadził do odbicia.
Od wielu miesięcy analitycy wskazywali, że hossa w Chinach była oderwana od fundamentów i napędzana przez czystą spekulację. Krajowi inwestorzy detaliczni kupowali akcje, wykorzystując duży lewar.
Musiało w końcu dojść do korekty, ale jej skala przerosła oczekiwania wszystkich. Rząd początkowo reagował na wyprzedaż, aresztując traderów stosujących na dużą skalę krótką sprzedaż. To okazało się jednak niewystarczającym środkiem, by powstrzymać panikę.
Rynek zaczął zyskiwać dopiero po decyzji regulatorów zabraniającej dużym udziałowcom chińskich spółek sprzedawania akcji. Jednocześnie, by uspokoić indywidualnych inwestorów, zapowiedziano, że banki będą miały zgodę na rolowanie kredytów zaciągniętych na zakup akcji.