Do kraju trafiło już 5 z 9 mld dolarów, które koncerny zbrojeniowe miały zainwestować w Polsce w ramach dużych umów kompensujących dokonane u nich zakupy sprzętu. Krytycy offsetu twierdzą, że niewiele wniosły do gospodarki, a już na pewno nie dokonały oczekiwanego technologicznego przełomu.
Tomasz Hypki, sekretarz Krajowej Rady Lotnictwa, twierdzi, że rządy sromotnie zaprzepaściły szansę wymuszenia na zagranicznych partnerach inwestycji technologicznych. Offset jest przecież jedynym sposobem skłonienia potentatów do podzielenia się wynalazkami, których nikt nie sprzedaje na wolnym rynku. – My natomiast braliśmy to, co chcieli nam wcisnąć zagraniczni dostawcy. Na przykład na offsecie, który trafił do WSK Rzeszów, gospodarka straciła – podsumowuje.
Do umiaru w kategorycznych ocenach wzywa Hubert Królikowski, dyrektor Departamentu Programów Offsetowych w Ministerstwie Gospodarki. Przyznaje się do błędów, które na początku wynikały z braku doświadczenia. Dziś wiadomo, że największych projektów nie da się uzgodnić w dwa miesiące i to bez szczegółowego porozumienia z polskimi partnerami biznesowymi. Ale pierwotne projekty przepadały też z innych powodów. Lockheed wycofał się z budowy systemu łączności dla służb policyjnych i ratunkowych Tetra, bo rząd po namyśle uznał, że wykonawca gigantycznej sieci powinien zostać wyłoniony w przetargu, a nie wskazany w ramach kompensat. Z podobnych powodów rząd zrezygnował też z budowy elektronicznego rejestru usług medycznych.
Do Radwaru nie trafiły technologie budowy turbin wiatrowych, bo wskazany przez Lock-heeda partner splajtował. Skok cen stali zdecydował, że izraelski Rafael, dostawca technologii pocisków przeciwpancernych Spike, zrezygnował ze zlecenia budowy dwóch gazowców.
Sukcesem kończyły się zazwyczaj te przedsięwzięcia, które już później zagraniczni dostawcy proponowali w zastępstwie niewykonalnych. Ustawa dopuszcza możliwość zamiany projektów na wartościowo równoważne wyłącznie w szczególnej sytuacji i za zgodą rządu.